Magdalena Kubasiewicz niezmiennie zachwyca. Jej pióro ma w sobie niezwykłą magię, która otula czytelnika cieniem i mgłą, sprawiając, że w pewnym momencie Donlon przestaje być fikcją – staje się miejscem, w którym naprawdę przebywasz. To nie tylko czytanie, to prawdziwe zanurzenie! Ava Carey, która w Cieniach z Donlonu była intrygującą, choć nieco zdystansowaną postacią, w tej części z całą mocą udowadnia, że zasługuje na uwagę. Co więcej, dogania w moim sercu Jagodę – choć ta wciąż pozostaje moją ukochaną bohaterką, Ava ma w sobie coś, co każe mi patrzeć na nią z rosnącym podziwem . Jest bardziej impulsywna i porywcza niż Jaga, a jednocześnie nie traci wewnętrznej determinacji, która czyni ją tak autentyczną. Ogromnym plusem było również dłuższe pojawienie się Caleba, co dodało fabule oddechu i subtelnych emocji. Jednak to Arthur całkowicie mnie zaskoczył . W pierwszym tomie patrzyłam na niego z lekką rezerwą, chwilami nawet niechętnie. Tutaj natomiast… zawojował moje serce. Por...