Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: „Phantasma” Kaylie Smith - gotycka uczta zmysłów, która uzależnia!


To nie tylko jedna z najlepszych książek fantasy, jakie przeczytałam w tym roku. To gotycka uczta zmysłów i emocji – mroczna, gęsta od napięcia, brutalna, zmysłowa i absolutnie uzależniająca.

Wchodząc do świata Phantasmy, czułam się, jakbym przekraczała próg nawiedzonego dworu – razem z Ophelią, która z pozoru wydaje się krucha, przytłoczona OCD i ciężarem przeszłości… a potem, z każdą kolejną próbą, staje się coraz bardziej nieugiętą, świadomą siebie kobietą. Nieidealną – i właśnie dlatego tak prawdziwą. Jej wewnętrzna walka, głos cienia, potrzeba kontroli – to wszystko nie znika, ale zmienia się razem z nią. Dojrzałość w wersji dark fantasy? W punkt!

Siostrzane więzi i rodzinne cienie

Na osobną uwagę zasługuje relacja z jej młodszą siostrą Genevieve – impulsywną, nieprzewidywalną, ale też poruszająco naiwną. To właśnie siostrzana więź, złożona z winy, strachu i głębokiej miłości, staje się dla Ophelii głównym motorem działania. A cień po zmarłej matce – nie tylko ten dosłowny, ale też emocjonalny – unosi się nad całą historią jak mgła, z której nie sposób uciec. Phantasma to również opowieść o rodzinie: tej utraconej, tej skrzywionej i tej, którą próbujemy ochronić za wszelką cenę – nawet własnym życiem.

Piekielna gra i mroczne kuszenie

Phantasma to nie jest zwykła gra. To piekielna rozgrywka inspirowana kręgami piekła – każdy poziom jest bardziej brutalny i psychicznie wyniszczający niż poprzedni. Diabły i duchy igrają z ludźmi, kusząc, testując, zwodząc. Niektóre z nich przybierają piękne twarze i słodkie kłamstwa. Inne kąsają już od progu. Każdy uczestnik tej gry ma swoje sekrety i swoje powody, dla których wszedł do świata przeklętego domu. Ale nie wszyscy wyjdą z niego żywi. To, co się tam dzieje, jest przesiąknięte strachem, krwią i czystą manipulacją. I nie ma miejsca na przypadki – diabelskie sztuczki są wszędzie.

Blackwell i ten plot twist!

A Blackwell… cóż. Seksowny, intrygujący, niepokojący. Czasem bardziej duch niż mężczyzna, czasem bardziej grzech niż ratunek. Chemia między nimi to żywy ogień – a sceny z ich udziałem są odważne, pełne napięcia i zdecydowanie 18+. Tu nie ma miejsca na grzeczne gesty. Jest za to krew, pożądanie, dominacja i emocjonalne rozdarcie. A ten plot twist na końcu… mistrzostwo. Nie mogłam się pozbierać przez długi czas – i nie powiem nic więcej, żeby nie zepsuć Ci tego momentu.

Kaylie Smith stworzyła świat, który jest jak koszmar i marzenie w jednym – pełen makabry, krwi, demonów i umów z cieniem. Ale też pełen pragnień, bólu, walki o siebie i tych najbardziej zakazanych uczuć.

Autorka pisze z wyczuciem, ale bez kompromisów. Jej styl jest obrazowy, miejscami liryczny, a jednocześnie dosadny i surowy – jakby każde słowo było kroplą krwi lub westchnieniem w ciemności. Narracja wciąga jak klątwa – powolna tam, gdzie trzeba budować napięcie, gwałtowna tam, gdzie emocje sięgają zenitu. To język pełen sensualności, gniewu i czułości, splecionych w jedno – idealny do historii, która balansuje na granicy erotyki, grozy i katharsis.

Dla kogo jest Phantasma?

Nie jest to książka dla każdego. To mroczna, niepokojąca, brutalnie erotyczna opowieść o przetrwaniu i pożądaniu. Ale jeśli lubisz klimaty Dworu cierni i róż, Kingdom of the Wicked czy Caraval – tylko w znacznie mroczniejszej i bardziej dorosłej odsłonie – Phantasma zawładnie Twoją duszą.

🔮 Moja topka roku w swojej kategorii.

Nie tylko za historię, ale za emocje, jakie zostawiła. Za kobietę, która przestała się bać.
I za Blackwella, który kocha brutalnie – jak cień wypalony pod skórą. Nie do zapomnienia. Nie do wymazania.



Kaylie Smith
Phantasma / Phantasma 
Tom 1 Wicked Games 
Przełożyła: Katarzyna Agnieszka Dyrek
Wydawnictwo Filia, 2025

Komentarze

  1. Mam tę książkę na liście odkąd zobaczyłam ją w zapowiedziach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie koniecznie po nią sięgnij! Papierowe wydanie jest bajecznie piękne – dopracowane w każdym detalu – ale to, co najważniejsze, kryje się w środku. Treść naprawdę wciąga i zostaje w głowie na długo. Mam nadzieję, że też Cię porwie! :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego nie musisz kończyć każdej książki? Odzyskaj swoją czytelniczą wolność!

Są książki, które pochłaniamy z drżącymi rękami, jakby świat miał się skończyć, zanim przewrócimy ostatnią stronę. Ale są też takie, które czytamy z wysiłkiem – zdanie po zdaniu. Wmawiamy sobie, że "może się rozkręci", że "skoro już tyle przeczytałam, to szkoda przerywać", albo że "przecież ktoś to kiedyś uznał za arcydzieło". Ile razy tkwiliśmy w opowieściach, które nie dawały nam nic poza frustracją? Ile razy próbowaliśmy "wcisnąć się" w słowa jak w zbyt ciasny garnitur – niewygodny, nie nasz, ale przecież "elegancki", "polecany", "uznany"? Czas powiedzieć to głośno: nie musisz kończyć każdej książki . Nie jesteś zobowiązana wobec autora. Ani wobec recenzji, które miały pięć gwiazdek. Ani wobec siebie z przeszłości, która z entuzjazmem wyjęła tę książkę z półki i postanowiła dać jej szansę. Książki są jak rozmowy Wyobraź sobie. Nie z każdą osobą prowadzisz rozmowę do samego końca. Czasem już po kilku zdaniach czuje...

Czy Instagram nie zabił rzetelnych opinii? Moja perspektywa

Zadaję sobie to pytanie coraz częściej. Odkąd z końcem marca wróciłam do pisania o książkach – tak naprawdę, spokojnie, z myślą, bez presji lajków – czuję coraz wyraźniej, że dla mnie wciąż najcenniejszym miejscem rozmowy o literaturze jest blog. Miejsce, gdzie słowo może wybrzmieć do końca. Gdzie można napisać więcej niż trzy zdania. Gdzie treść nie musi tańczyć przed okiem algorytmu, by zostać zauważona. Bo Instagram, choć pełen pięknych kadrów, zachwycających półek i okładek, które aż proszą się o zdjęcie, coraz częściej przypomina mi teatr iluzji. Świat, w którym książki muszą być "ładne", by zasłużyć na uwagę. Świat, w którym estetyka wygrywa z wartością. 📸 Gdzie kończy się pasja, a zaczyna strategia? Czasem zastanawiam się, czy niektóre książki zyskują popularność tylko dlatego, że dobrze prezentują się na zdjęciach. Bo mają złocenia, bo ich kolory są spójne z feedem, bo da się je ładnie sfotografować z kawą i świeczką. I czy w tym całym wizualnym hałasie nie giną cich...