Przejdź do głównej zawartości

TL;DR - znak naszych czasów?

Statystyki mówią same za siebie: Polacy nie czytają książek. 

Ale pytanie, które ostatnio sobie zadaję brzmi: czy czytają w ogóle cokolwiek? 

TL;DR na stałe zagościło w polskim języku, a konkretniej rzecz ujmując, w polskiej części Internetu. Cóż oznacza ten tajemniczy skrót? Too long, didn't read. Czyli spadaj na drzewo, nie będę tego czytać, bo jest za długie. Nawet jeśli tekst ma objętość pół strony A4.

Ludzie wolą sobie pooglądać obrazki. Dlatego serwisy takie jak Demotywatory czy Kwejk cieszą się niesłabnącą popularnością. Po co się skupiać i czytać, skoro wystarczy rzucić okiem i już można się pośmiać czy zbulwersować. Czy to znak naszych czasów? Dorośli i dzieci z oczami wlepionymi w niewiele wnoszące, ale obrazkowe treści? A gdzie miejsce dla rozwijania wyobraźni? 

Ostatnio kilka dziewczyn z książkowej blogosfery pisało o sytuacji na polskim rynku wydawniczym. Faktycznie, zalewa nas chłam, w którym giną pozycje naprawdę wartościowe. Ale jako społeczeństwo nie czytamy, nie wyrabiamy w sobie różnorodności, nie kształtujemy swoich gustów literackich próbując nowych gatunków. I przez to nie doceniamy tego, co jest naprawdę dobre. I nie chodzi o to, żeby czytać samą tzw. ambitną literaturę, ale żeby mieć świadomość jak te książki rozróżnić. Bo gdy widzę peany dotyczące trylogii Greya i wynoszenie jej na piedestały, robi mi się słabo. 

W dobie TL;DR tylko to, co jest proste i banalne ma szanse na zaistnienie. Najlepiej żeby miało formę zdjęcia/obrazka. Albo tekstu złożonego dosłownie z kilku zdań. A jeśli już musi to być książka, to najlepiej żeby miała zdania proste i mnóstwo powtórzeń. Bo to nie wymaga intelektualnego wysiłku. 

Ot, takie dość smutne refleksje mnie dziś naszły. 


Komentarze

  1. Nie wyobrażam sobie nie czytać. Ale faktycznie, taka jest prawda, często widzę na portalach komentarze typ ''za długie, nie przeczytam'' :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Za długie, nie przeczytam", ale często takie osoby biorą udział w dyskusji, nie wiedząc dokładnie czego dotyczy temat. I to jest problem.

      Usuń
  2. Eh, generalnie jestem zdania, że czytanie wzbogaca i jest bardzo potrzebne, nawet jeśli literatura nie jest najwyższych lotów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ oczywiście, że tak. Mnie równie zdarza się ta literatura "niższych lotów", właściwie to pewnie częściej niż bym chciała :P Ale jednak uważam, że przynajmniej od czasu do czasu powinno się sięgnąć po coś trudniejszego, wymagającego większej uwagi. A tak generalnie to pod koniec postu zeszłam z tematu, bo miało być o samym nieczytaniu. Ale myśli zjechały mi gdzieś na boczny tor jak widać :)

      Usuń
  3. Ja na to patrzę trochę z innej strony jeśli chodzi o teksty w Internecie.Uwielbiam książki, ale nie lubię czytać na komputerze. I raczej oglądam obrazki ;D chyba że używam Internetu na komórce, wtedy jest lepiej z czytaniem;) W każdym razie mnie przeraża jak mało moich rówieśników czyta (mam 23 lata). Jakieś 75% nie czyta w ogóle.
    Co do próbowania nowych stylów literackich to tak, warto. Ja się kiedyś Terrym Pratchettem strasznie zraziłam do fantasy i przez kilka lat nie ruszałam tych książek, aż w końcu przeczytałam Grę o Tron, a teraz Achaję.
    A co do Greya to cóż. Przeczytałam jako ciekawostka przyrodnicza, dopiero po ponad roku od premiery bo się broniłam rękami i nogami. Jedna blogerka modowo kosmetyczna strasznie broniła tej książki przed "hejtem" i się wtedy zastanawiałam, czy ona w ogóle czytała coś dobrego wcześniej. Ale co kto lubi, w sumie nie moja sprawa ;D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: „Byliśmy łgarzami” E. Lockhart - dziwna, irytująca i... niezapomniana

Dziwna to była książka. Naprawdę dziwna. Od pierwszych stron czułam coś nieokreślonego, jakby słowa drażniły mnie pod skórą, a między akapitami pełzał niepokój. Jej styl – miejscami irytująco poetycki, fragmentaryczny, wręcz dziwaczny – sprawiał, że nie raz przewracałam oczami. A jednak… nie mogłam się oderwać. Coś mnie trzymało w potrzasku, nawet kiedy chciałam odłożyć ją „na chwilę”. Byliśmy łgarzami E. Lockhart to opowieść o rodzinie Sinclairów, bogatych, uprzywilejowanych i pozornie idealnych. Każde lato spędzają na prywatnej wyspie Beechwood, niedaleko Massachusetts, gdzie życie przypomina wyidealizowany obrazek: eleganckie posiadłości, kolacje na tarasach z widokiem na ocean i beztroskie dzieci na plaży. Ta perfekcja jest jednak tylko maską, za którą buzują napięcia, konflikty i niewypowiedziane sekrety. Główna bohaterka, Cadence Sinclair-Eastman, spadkobierczyni rodzinnej fortuny, wraca na wyspę po dwuletniej przerwie. Nie pamięta, co wydarzyło się pewnego lata, które zakończył...

Miłość w Wiedźminie

„Pochyliła się nad nim, dotknęła go, poczuł na twarzy muśnięcie jej włosów pachnących bzem i agrestem i wiedział nagle, że nigdy nie zapomni tego zapachu, tego miękkiego dotyku, wiedział, że nigdy już nie będzie mógł ich porównać z innym zapachem i innym dotykiem.

Recenzja: „Trzy dzikie psy i prawda" Markus Zusak - książka, która pachnie mokrym futrem

Spodziewałam się, że to będzie wzruszająca książka. Ale nie sądziłam, że trafi mnie prosto w serce. Nie pamiętam, kiedy ostatnio płakałam przy czytaniu – a przy tej opowieści zdarzyło mi się to dwa razy. To książka, która pachnie błotem po deszczu, mokrym futrem i tą poranną ciszą, gdy w domu słychać tylko oddech śpiącego psa. To list miłosny do zwierząt, które zmieniają człowieka od środka, nawet jeśli robią to w sposób nieporadny i nieprzewidywalny. Zusak nie pisze o idealnych psach – pisze o tych prawdziwych: zbyt dzikich, zbyt głośnych, zbyt nieokrzesanych. O Reubenie, Archerze i Frostym – trzech adopciakach, które weszły do jego życia z bagażem lęku, trudnej przeszłości i nieufności. To opowieść pełna śmiechu, złości i bezradności, ale też chwil, które wyciskają łzy wzruszenia. Bo między zniszczonymi meblami, pogryzionymi butami i codziennym „nie daję już rady" pojawiają się momenty, w których wiesz, że właśnie tak wygląda miłość. Nie ta wygładzona z filmów, ale prawdziwa – n...