Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Obłędnie proste. Obsesja, która napędza sukces Apple'a" Ken Segall




Autor: Ken Segall
Tytuł: "Obłędnie proste. Obsesja, która napędza sukces Apple'a"
Tytuł oryginału: "Insanely Simple: The Obsession That Drives Apple's Success"
Wydawnictwo: G+J
Data wydania: kwiecień 2013
Liczba stron: 324



W zeszłym tygodniu zdarzył się wypadek. Przygotowałem na tablecie recenzję "Obłędnie proste". Recenzję, z której byłem całkiem zadowolony, ale... Niestety oprogramowanie bloggera poświrowało i cała moja praca zniknęła :( Nie wyobrażacie sobie jak ciężko jest zabrać się do czegoś, co już raz się zrobiło. Ale oto jest.

Co do samej książki Kena Segalla to nie ukrywam, że porządnie mnie do siebie zniechęciła - przynajmniej na początku. Autor zbyt przesadnie powoływał się na znajomość z Jobsem, przez co odniosłem wrażenie, że próbuje sławnym nazwiskiem obronić przygotowane przez siebie treści.

Kolejną wkurzającą cechą było wychwalanie własnej agencji reklamowej Chiat/Day i kreowanie dla niej wizerunku jedynej słusznej i nieomylnej.

Na szczęście taki był początek. Później było już lepiej. Nie jest to jednak książka o prostocie, jak sugerowałby tytuł. Nie jest to również książka o marketingu jak twierdzi autor we wprowadzeniu. Jest to książka o niektórych aspektach powstawania reklam firmy Apple, poprzeplatana wstawkami dotyczącymi zasad prostoty i może minimalnie mechanizmami prowadzenia dobrego marketingu.

Osobiście odbieram ją jako uzupełnienie biografii Jobsa napisanej przez Waltera Isaacsona. Co do tworzenia reklam Apple opisanego w książce, autor próbuje wskazać dlaczego tak dobrze przemawiają do ludzi i dlaczego odbiorcy ulegają magii firmy Apple.

Bardzo spodobała mi się i utkwiła w pamięci historia rzucania papierowych kulek, która miała być dla Jobsa analogią do odbioru przez ludzi zbyt wielu informacji o produktach.

Sam główny temat, czyli prostota przeplatała się delikatnie w poszczególnych rozdziałach, ale same zasady prostoty, którymi powinien kierować się czytelnik, takie jak minimalizowanie wyborów, małe grupy robocze, bezpośredniość w kontaktach, decyzyjność lidera itp. opisane zostały na ostatnich 10-15 stronach :)

Ogólnie jeżeli uważacie, że jesteście odporni na "product placement" agencji reklamowych oraz samochwalstwo autora, którego jest dużo w początkowej części książki to warto zapoznać się z historiami opisanymi w "Obłędnie proste". Polecam, bo można poczuć ten specyficzny klimat Doliny Krzemowej.


Komentarze

  1. Nie mam ochoty na te pozycje z pewnoscia nie przypadlaby mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego nie musisz kończyć każdej książki? Odzyskaj swoją czytelniczą wolność!

Są książki, które pochłaniamy z drżącymi rękami, jakby świat miał się skończyć, zanim przewrócimy ostatnią stronę. Ale są też takie, które czytamy z wysiłkiem – zdanie po zdaniu. Wmawiamy sobie, że "może się rozkręci", że "skoro już tyle przeczytałam, to szkoda przerywać", albo że "przecież ktoś to kiedyś uznał za arcydzieło". Ile razy tkwiliśmy w opowieściach, które nie dawały nam nic poza frustracją? Ile razy próbowaliśmy "wcisnąć się" w słowa jak w zbyt ciasny garnitur – niewygodny, nie nasz, ale przecież "elegancki", "polecany", "uznany"? Czas powiedzieć to głośno: nie musisz kończyć każdej książki . Nie jesteś zobowiązana wobec autora. Ani wobec recenzji, które miały pięć gwiazdek. Ani wobec siebie z przeszłości, która z entuzjazmem wyjęła tę książkę z półki i postanowiła dać jej szansę. Książki są jak rozmowy Wyobraź sobie. Nie z każdą osobą prowadzisz rozmowę do samego końca. Czasem już po kilku zdaniach czuje...

Czy Instagram nie zabił rzetelnych opinii? Moja perspektywa

Zadaję sobie to pytanie coraz częściej. Odkąd z końcem marca wróciłam do pisania o książkach – tak naprawdę, spokojnie, z myślą, bez presji lajków – czuję coraz wyraźniej, że dla mnie wciąż najcenniejszym miejscem rozmowy o literaturze jest blog. Miejsce, gdzie słowo może wybrzmieć do końca. Gdzie można napisać więcej niż trzy zdania. Gdzie treść nie musi tańczyć przed okiem algorytmu, by zostać zauważona. Bo Instagram, choć pełen pięknych kadrów, zachwycających półek i okładek, które aż proszą się o zdjęcie, coraz częściej przypomina mi teatr iluzji. Świat, w którym książki muszą być "ładne", by zasłużyć na uwagę. Świat, w którym estetyka wygrywa z wartością. 📸 Gdzie kończy się pasja, a zaczyna strategia? Czasem zastanawiam się, czy niektóre książki zyskują popularność tylko dlatego, że dobrze prezentują się na zdjęciach. Bo mają złocenia, bo ich kolory są spójne z feedem, bo da się je ładnie sfotografować z kawą i świeczką. I czy w tym całym wizualnym hałasie nie giną cich...

Recenzja: „Phantasma” Kaylie Smith - gotycka uczta zmysłów, która uzależnia!

To nie tylko jedna z najlepszych książek fantasy, jakie przeczytałam w tym roku. To gotycka uczta zmysłów i emocji – mroczna, gęsta od napięcia, brutalna, zmysłowa i absolutnie uzależniająca. Wchodząc do świata Phantasmy , czułam się, jakbym przekraczała próg nawiedzonego dworu – razem z Ophelią, która z pozoru wydaje się krucha, przytłoczona OCD i ciężarem przeszłości… a potem, z każdą kolejną próbą, staje się coraz bardziej nieugiętą, świadomą siebie kobietą. Nieidealną – i właśnie dlatego tak prawdziwą. Jej wewnętrzna walka, głos cienia, potrzeba kontroli – to wszystko nie znika, ale zmienia się razem z nią. Dojrzałość w wersji dark fantasy? W punkt! Siostrzane więzi i rodzinne cienie Na osobną uwagę zasługuje relacja z jej młodszą siostrą Genevieve – impulsywną, nieprzewidywalną, ale też poruszająco naiwną. To właśnie siostrzana więź, złożona z winy, strachu i głębokiej miłości, staje się dla Ophelii głównym motorem działania. A cień po zmarłej matce – nie tylko ten dosłowny...