Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Planeta Dobrych Myśli" Beata Pawlikowska



Autor: Beata Pawlikowska
Tytuł: "Planeta Dobrych Myśli"
Wydawnictwo: G+J
Data wydania: styczeń 2013
Liczba stron: 223

Niejednokrotnie już pisałam, że lubię Beatę Pawlikowską za jej optymistyczne podejście do życia i lekkość w wyrażaniu myśli. Gdy na jej fanpage'u na Facebooku pojawiły się "żółte karteczki", od razu wywołały prawdziwą furorę. Pani Beata postanowiła więc zebrać te wszystkie zapiski w jedno miejsce, dorzucając rysunki i kilka innych, krótkich tekstów. Tak właśnie powstała "Planeta Dobrych Myśli". Co w niej znajdziemy? 

Przede wszystkim mnóstwo motywacji. Jak mówi sam tytuł, książka przepełniona jest dobrymi myślami, a zawarte w niej rady ukierunkowują umysł na "tryb" pozytywnego myślenia. Jednocześnie nie odnosi się wrażenia, że autorka stawia się na  piedestale i próbuje dyktować innym jak mają żyć. Są to raczej rady, wynikające z osobistych doświadczeń Beaty Pawlikowskiej. Słowa, działania, które pozwoliły jej stanąć na nogi i wrócić do pełni życia po ciężkich chwilach. 

"Planeta..." to ponad dwieście stron radosnych, refleksyjnych, mądrych myśli. Dopełnionych oryginalnymi rysunkami i charakterystycznym stylem autorki. To wszystko tworzy ciekawą, choć nieco chaotyczną całość, którą można potraktować jak swoisty poradnik. Nie zgadzam się ze wszystkimi stwierdzeniami zawartymi w książce, ale może ktoś inny akurat odnajdzie w nich sens. Może ktoś znajduje się w takim momencie życia, że słowa z "Planety Dobrych Myśli" mu pomogą. W środku jest też kilka stron do wypełnienia własnymi dobrymi myślami, co jest fajnym pomysłem, choć akurat ja nie lubię mazać po książkach.

Uwierz w siebie. Nie przejmuj się tym, co inni o tobie mówią, bo to nie jest ważne. Idź swoją własną drogą. Dbaj o swoje zdrowie, czytaj etykiety produktów. Dostrzegaj piękno świata. Odnajduj radość w najprostszych czynnościach. Naucz się siebie kochać. To główne przesłania "Planety Dobrych Myśli". I wszystko byłoby super, gdyby nie jej cena. 40 zł za tak małą i prostą w gruncie rzeczy książeczkę to moim zdaniem gruba przesada. Jeśli chcecie mieć "żółte karteczki" pod ręką, kupcie książkę. Ale równie dobrze możecie poczytać je na Facebooku - tutaj.


Komentarze

  1. Bardzo lubię "żółte karteczki" i zawsze kiedy pojawiały się na fanpage'u pani Beaty, przyciągały moją uwagę. Ucieszyłam się na myśl o wydaniu ich w formie książki. Jednak rzeczywiście cena jest zbyt wygórowana...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również lubię te karteczki i niejednokrotnie poprawiały mi one humor na cały dzień. Ale uważam, że w przypadku książki cena jest nieadekwatna do zawartości.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. "I wszystko byłoby super, gdyby nie jej cena. 40 zł za tak małą i prostą w gruncie rzeczy książeczkę to moim zdaniem gruba przesada."

    Książkę można było kupić w Biedronce za 25 zł :) Też lubię Beatę Pawlikowską. Często piszę na blogu o promocjach jej książek :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba jestem jedyną osobą, której ta książka nie przypadła do gustu. Jutro opublikuję swoją recenzję, ale ciągle się waham nad ostatecznym wyrokiem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Również waham się, co do opinii. Z jednej strony książka daje do myślenia, z drugiej jednak...
    No bo tak - dość fajnym uczuciem jest to, że książka ma formę jakby "pamiętnika", czy też "zeszytu" ze złotymi myślami. Czytając książkę ma się wrażenie, że czyta się cudzy notatnik, pamiętnik. Jednak równie dobrze mógłby składać się z 10 stron, bo jest jedna, dwie myśli wokół których krążą te teksty, wierszyki. Tak naprawdę każda z nas mogłaby wydać coś takiego. Osobiście nie przepadam za P. Beatą Pawlikowską, choć czytając niektóre jej eseje, książki mam wrażenie, że mamy podobny sposób myślenia i patrzenia na życie. Mam wrażenie, że stara się być "wszędzie" - to karteczki, to książki do języków, to planeta dobrych myśli, relacje podróżnicze... niedługo jej wizerunek pojawi się na serwetkach. Zresztą, co do książek podróżniczych - czytałam kilka, są pisane bardzo niskim stylem, cena mówi sama za siebie 9,90 zł za sztukę... "Planeta dobrych myśli" to dość "wymuszona" pozycja, tak jakby autorka na siłę szukała zarobku. Myślę, że ta seria książek do nauki to akurat był już próg, którego nie należało przekraczać, ta seria podoba mi się, była naprawieniem w moich oczach wizerunku P. Beaty, jednak teraz kompletnie upadł. Książkę dostałam w prezencie od bliskiej osoby - fakt faktem, na chwilę się uśmiechnęłam, ale równie dobrze mogłabym wziąć notatnik koleżanki - byłby taki sam efekt. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie moglabym zgodzic sie bardziej z przedmowca. Rowniez w wielu rzeczach mam podobne zdanie do Pani Pawlikowskiej. Nasze opinie is pojrzenia na zycie nie wiele sie od siebie roznia ale, podobnie jak w poscie powyzej (i to samo powiedzialam nawet wczoraj swojej siostrze) uwazam ze jeszcze troche i niedlugo beda koszulki z wizerunkiem Pani Beaty. Ksiazki sa bardzo proste i mysle, ze sa wydawane tylko dzieki jej nazwisku bo szalu nie robia swoim przeslaniem. Mam kilka ksiazek do tej pory wydanych ale mysle ze glownie z czystej ciekawosci. Niektore czyta sie dosc przyjemnie a niektore po kilku stonach poprostu mnie niestety irytuja. Co do Blondynki na jezykach, chialam nawet kiedys zakupic ale kiedy ja otworzylam, bylam mocno zawiedziona. Mysle, ze teraz to faktycznie jest takie szukanie zarobku troche na sile i wydawanie poprostu obojetnie czego. Dla mnie szczytem byla chyba plyta z ulubionymi piosenkami Pani Beaty ¨Niebieskie Migdaly¨. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego nie musisz kończyć każdej książki? Odzyskaj swoją czytelniczą wolność!

Są książki, które pochłaniamy z drżącymi rękami, jakby świat miał się skończyć, zanim przewrócimy ostatnią stronę. Ale są też takie, które czytamy z wysiłkiem – zdanie po zdaniu. Wmawiamy sobie, że "może się rozkręci", że "skoro już tyle przeczytałam, to szkoda przerywać", albo że "przecież ktoś to kiedyś uznał za arcydzieło". Ile razy tkwiliśmy w opowieściach, które nie dawały nam nic poza frustracją? Ile razy próbowaliśmy "wcisnąć się" w słowa jak w zbyt ciasny garnitur – niewygodny, nie nasz, ale przecież "elegancki", "polecany", "uznany"? Czas powiedzieć to głośno: nie musisz kończyć każdej książki . Nie jesteś zobowiązana wobec autora. Ani wobec recenzji, które miały pięć gwiazdek. Ani wobec siebie z przeszłości, która z entuzjazmem wyjęła tę książkę z półki i postanowiła dać jej szansę. Książki są jak rozmowy Wyobraź sobie. Nie z każdą osobą prowadzisz rozmowę do samego końca. Czasem już po kilku zdaniach czuje...

Recenzja: „Phantasma” Kaylie Smith - gotycka uczta zmysłów, która uzależnia!

To nie tylko jedna z najlepszych książek fantasy, jakie przeczytałam w tym roku. To gotycka uczta zmysłów i emocji – mroczna, gęsta od napięcia, brutalna, zmysłowa i absolutnie uzależniająca. Wchodząc do świata Phantasmy , czułam się, jakbym przekraczała próg nawiedzonego dworu – razem z Ophelią, która z pozoru wydaje się krucha, przytłoczona OCD i ciężarem przeszłości… a potem, z każdą kolejną próbą, staje się coraz bardziej nieugiętą, świadomą siebie kobietą. Nieidealną – i właśnie dlatego tak prawdziwą. Jej wewnętrzna walka, głos cienia, potrzeba kontroli – to wszystko nie znika, ale zmienia się razem z nią. Dojrzałość w wersji dark fantasy? W punkt! Siostrzane więzi i rodzinne cienie Na osobną uwagę zasługuje relacja z jej młodszą siostrą Genevieve – impulsywną, nieprzewidywalną, ale też poruszająco naiwną. To właśnie siostrzana więź, złożona z winy, strachu i głębokiej miłości, staje się dla Ophelii głównym motorem działania. A cień po zmarłej matce – nie tylko ten dosłowny...

Recenzja: „Tajne przez poufne” Magdalena Winnicka - od zgrzytu do mini-zawału z zachwytu!

Bywają takie książki, które zaczynają się od zgrzytu… a kończą nerwowym przewracaniem ostatniej strony i cichym „pani Autorko, jak mogła pani tak zrobić?”. Tak właśnie było z drugim tomem przygód Krystiana i Sary. Początek? Przyznam szczerze – miałam chwilę zwątpienia. Krystian, nasz zimnokrwisty major ABW, zachowuje się jak ktoś, kto chwilowo zostawił mózg we Wrocławiu. Halo, panie majorze – co się stało z twoją żelazną logiką i dystansem? Ale potem... zaskoczyło. I to tak, że przepadłam. Wystarczyło kilkadziesiąt stron, by historia znów mnie porwała – tym razem w upalne rejony Turcji, gdzie nie tylko temperatura, ale i napięcie między bohaterami sięga zenitu. Sara małymi, pozornie niewinnymi krokami zaczyna wchodzić w życie Krystiana. Nie na siłę, nie gwałtownie – tylko z czułością i uporem, który kruszy nawet najbardziej opancerzone serce. A Krystian? Choć udaje, że jeszcze walczy, widać, że przegrał tę bitwę dawno temu. I że to przegrana, która daje mu więcej szczęścia niż jakiekol...