Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Pokuta" Anne Rice




Autor: Anne Rice
Tytuł: "Pokuta"
Tytuł orygiałnu: "Angel Time. The Songs of the Seraphim"
Cykl: Czas Aniołów
Tom: 1
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: wrzesień 2011
Liczba stron: 304

Przyznam, że nie czytałam wcześniej książek Anne Rice. Kilka razy przymierzałam się do "Wywiadu z wampirem", ale koniec końców nic z tego nie wyszło. Dlatego nie wiedziałam, czego się spodziewać po "Pokucie". Do kupienia zachęciła mnie... okładka. Piękna w swej prostocie, urzekła mnie niemal od razu. Dodatkowo mam pewną słabość do książek związanych z aniołami, a opis na okładce, głoszący, że to "metafizyczny thriller" przekonał mnie do zakupu.

Głównym bohaterem "Pokuty" jest młody mężczyzna, którego poznajemy jako Lucky'ego Szczwanego Lisa. To płatny morderca, pracujący dla ludzi, o których na dobrą sprawę nic nie wie, a swojego szefa nazywa Panem Sprawiedliwym. Lucky jest zabójcą doskonałym w swym fachu, pracującym na całym świecie i wciąż nieuchwytnym. W ciągu dziesięciu lat swojej działalności pozbawił życia mnóstwo ludzi i zgromadził pieniądze, które tak naprawdę nie są mu zbytnio potrzebne. Ale oprócz tej mrocznej strony mordercy, jest też człowiekiem niezwykle wrażliwym na piękno. Gra na lutni i ma imponujący zbiór książek, które uwielbia.

Życie Lucky'ego przewraca się do góry nogami, gdy ma dokonać morderstwa w swoim ulubionym pokoju w hotelu Mission Inn. Po wykonanym zleceniu - zabiciu bankiera, Lucky spotyka niezwykłą postać. Ów mężczyzna, promieniujący dziwnym światłem, przedstawia się zaskoczonemu zabójcy jako odpowiedź na jego modlitwy. Twierdzi, że ma na imię Malachiasz i jest aniołem, który ma sprowadzić Lucky'ego na właściwą drogę, gdyż jego grzechy zostały wybaczone. Na dowód prawdziwości swych słów opowiada Lucky'emu historię jego życia wraz ze szczegółami, o których nikt inny nie wiedział. I tak dowiadujemy się, że Lucky to Toby O'Dare, urodzony w Nowym Orleanie, inteligentny, wrażliwy i niezwykle utalentowany młody człowiek, który stracił wszystko co było mu najdroższe. Rodzinna tragedia popchnęła go do ucieczki do Nowego Jorku, a tam splot wydarzeń sprawił, że Toby stał się płatnym mordercą o niezwykłych umiejętnościach.

Malachiasz wybiera Toby'ego na swojego pomocnika, wprowadza go w czas aniołów i przenosi do XIII - wiecznej Anglii, gdzie czeka na niego zadanie. Aby odkupić swe winy dawny Lucky nie ma pozbawiać życia, tylko je uratować. I tak oto Toby staje się anielskim posłańcem, odpowiedzią na modlitwy ludzi potrzebujących pomocy.

Mam bardzo mieszane uczucia co do tej książki. Na pewno jest to opowieść nietuzinkowa i warta uwagi, ale ma też sporo wad. Zacznę jednak od plusów. Historia urzeka i zaciekawia. Główny bohater jest postacią skomplikowaną,  jest w nim zarówno dobro, jak i zło. Jego osobowość intryguje, podobnie jak historia jego życia. Pozostali bohaterowie również są dobrze wykreowani i autorka bardzo dobrze potrafi oddać targające nimi uczucia. Walka o ludzką, nieśmiertelną duszę przybiera w "Pokucie" bardzo realną formę. To książka o skrajnościach, o tym jak miłość przeplata się z nienawiścią, a dobro ze złem.

Niestety bardzo drażnią rozwlekłe opisy. Gdy po dwudziestu stronach Lucky wciąż opisywał kościoły i hotele byłam bliska rzucenia książki w kąt. Rzeczywiście widać, że Anne Rice nawróciła się na katolicyzm i przelewa na karty "Pokuty" swoje doświadczenia związane z tą duchową przemianą. I moim zdaniem działa to na niekorzyść całej opowieści, gdyż nadmiar zachwytów nad pięknem i duchowością, momentami trącący wręcz fanatyzmem, w końcu zaczyna irytować. Jedyne opisy, które pozytywnie odbierałam to te dotyczące muzyki. Były bardzo obrazowe i  często miałam wrażenie, że słyszę opisywane dźwięki.

Podsumowując: sięgnę po drugą część, czyli "Kuszenie" z czystej ciekawości. Zakończenie "Pokuty" nie powaliło mnie na kolana, ale zaintrygowało. Książka na pewno ma swój klimat, tego absolutnie nie można jej odmówić. W jakimś stopniu skłania też do rozważań na temat złożoności ludzkiej natury i tego, że każda chwila jest dobra, aby wszystko zmienić, dlatego uważam, że warto ją przeczytać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego nie musisz kończyć każdej książki? Odzyskaj swoją czytelniczą wolność!

Są książki, które pochłaniamy z drżącymi rękami, jakby świat miał się skończyć, zanim przewrócimy ostatnią stronę. Ale są też takie, które czytamy z wysiłkiem – zdanie po zdaniu. Wmawiamy sobie, że "może się rozkręci", że "skoro już tyle przeczytałam, to szkoda przerywać", albo że "przecież ktoś to kiedyś uznał za arcydzieło". Ile razy tkwiliśmy w opowieściach, które nie dawały nam nic poza frustracją? Ile razy próbowaliśmy "wcisnąć się" w słowa jak w zbyt ciasny garnitur – niewygodny, nie nasz, ale przecież "elegancki", "polecany", "uznany"? Czas powiedzieć to głośno: nie musisz kończyć każdej książki . Nie jesteś zobowiązana wobec autora. Ani wobec recenzji, które miały pięć gwiazdek. Ani wobec siebie z przeszłości, która z entuzjazmem wyjęła tę książkę z półki i postanowiła dać jej szansę. Książki są jak rozmowy Wyobraź sobie. Nie z każdą osobą prowadzisz rozmowę do samego końca. Czasem już po kilku zdaniach czuje...

Czy Instagram nie zabił rzetelnych opinii? Moja perspektywa

Zadaję sobie to pytanie coraz częściej. Odkąd z końcem marca wróciłam do pisania o książkach – tak naprawdę, spokojnie, z myślą, bez presji lajków – czuję coraz wyraźniej, że dla mnie wciąż najcenniejszym miejscem rozmowy o literaturze jest blog. Miejsce, gdzie słowo może wybrzmieć do końca. Gdzie można napisać więcej niż trzy zdania. Gdzie treść nie musi tańczyć przed okiem algorytmu, by zostać zauważona. Bo Instagram, choć pełen pięknych kadrów, zachwycających półek i okładek, które aż proszą się o zdjęcie, coraz częściej przypomina mi teatr iluzji. Świat, w którym książki muszą być "ładne", by zasłużyć na uwagę. Świat, w którym estetyka wygrywa z wartością. 📸 Gdzie kończy się pasja, a zaczyna strategia? Czasem zastanawiam się, czy niektóre książki zyskują popularność tylko dlatego, że dobrze prezentują się na zdjęciach. Bo mają złocenia, bo ich kolory są spójne z feedem, bo da się je ładnie sfotografować z kawą i świeczką. I czy w tym całym wizualnym hałasie nie giną cich...

Recenzja: „Phantasma” Kaylie Smith - gotycka uczta zmysłów, która uzależnia!

To nie tylko jedna z najlepszych książek fantasy, jakie przeczytałam w tym roku. To gotycka uczta zmysłów i emocji – mroczna, gęsta od napięcia, brutalna, zmysłowa i absolutnie uzależniająca. Wchodząc do świata Phantasmy , czułam się, jakbym przekraczała próg nawiedzonego dworu – razem z Ophelią, która z pozoru wydaje się krucha, przytłoczona OCD i ciężarem przeszłości… a potem, z każdą kolejną próbą, staje się coraz bardziej nieugiętą, świadomą siebie kobietą. Nieidealną – i właśnie dlatego tak prawdziwą. Jej wewnętrzna walka, głos cienia, potrzeba kontroli – to wszystko nie znika, ale zmienia się razem z nią. Dojrzałość w wersji dark fantasy? W punkt! Siostrzane więzi i rodzinne cienie Na osobną uwagę zasługuje relacja z jej młodszą siostrą Genevieve – impulsywną, nieprzewidywalną, ale też poruszająco naiwną. To właśnie siostrzana więź, złożona z winy, strachu i głębokiej miłości, staje się dla Ophelii głównym motorem działania. A cień po zmarłej matce – nie tylko ten dosłowny...