Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Dzienniki kołymskie" Jacek Hugo-Bader



Autor: Jacek Hugo-Bader
Tytuł: "Dzienniki kołymskie"
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: grudzień 2011
Liczba stron: 320


Nie planowałam czytania "Dzienników kołymskich". Właściwie nie wiem, jak to się stało, że w końcu je kupiłam. Gdy już stały na półce, patrzyłam na te złote litery i stwierdziłam, że jednak zajrzę do środka. Jak pomyślałam, tak zrobiłam i... przepadłam.

Ciężko opisać treść tej książki. Są to typowe zapiski z podróży autora na Kołymę - miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc. Relacja z pokonanych głównie autostopem ponad 2 tysięcy kilometrów, wzbogacona opisami napotkanych ludzi i czarno-białymi zdjęciami. Jacek Hugo-Bader ma niebywałą umiejętność ubierania w słowa ludzkich emocji. Poznajemy mieszkańców tego zapomnianego przez świat miejsca w głębi Rosji, głównie ludzi, którzy przeszli przez piekło łagrów. Ale nie tylko. 

Autor spotyka na swojej drodze milionerów, którzy dorobili się na wydobywaniu złota, kierowców pokonujących setki kilometrów w stanie mocno wskazującym, drobnych poszukiwaczy złota spędzających większą część roku na złotonośnych działkach. Rozmawia z córką Nikołaja Jeżowa, który stał się symbolem stalinowskiego terroru. Poznaje ludzi, którzy znali Warłama Szałamowa, odwiedza miejsca, w których pisarz był jako więzień i później, po zwolnieniu z łagru. Spotyka też szamankę, która zdradza mu bardzo interesujące fakty z przyszłości. 

"Dzienniki kołymskie" opowiadają wiele historii, a każda z nich jest na swój sposób fascynująca i nierzadko przerażająca. Mentalność tamtejszych ludzi, sposób w jaki przyjmują w swoje progi obcego człowieka, często nie oczekując niczego w zamian - wszystko to jest zupełnie inne od stylu życia, jaki znamy na co dzień. Kołyma - "złote serce Rosji" - dla wielu osób możliwa jest do poznania tylko przez takie książki jak ta.

Muszę przyznać, że "Dzienniki kołymskie" spodobały mi się na tyle, że planuję przeczytać pozostałe dwa reportaże tego autora. W dodatku poważnie zastanawiam się nad zmierzeniem się z "Archipelagiem Gułag" Aleksandra Sołżenicyna i "Opowiadaniami kołymskimi" wspomnianego wyżej Warłama Szałamowa. Kołyma to wielka żyła złota i jeden wielki cmentarz. Ludzie pracowali, umierali z wycieńczenia i najczęściej tam już zostawali - w wiecznej zmarzlinie. Przerażające? Owszem. Ale w tej książce znajdujemy też pozytywne historie. Bo ludzie nie tylko tam umierają, ale też śmieją się, grają w karty, piją wódkę, biją się, kochają, zakładają rodziny, a nawet wracają po latach spędzonych na "kontynencie" (czyli w innych regionach Rosji). Bo Kołyma mimo wszystko, coś w sobie ma. 

Na koniec zacytuję jedno zdanie, które często przewija się w książce i zapadło mi w pamięć: "I oplata mnie jedwabnymi rzemykami przydymionych swoich spojrzeń".


Więcej informacji na stronie wydawnictwa Czarne: "Dzienniki kołymskie"

Komentarze

  1. Czytaliście "Długi film o miłości"? Spróbujcie- i dajcie znać, co myślicie:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: „Dywan z wkładką" Marta Kisiel - plasterek na zszargane nerwy

Poczucie humoru Marty Kisiel jest absolutnie kompatybilne z moim, zresztą tak jest niezmiennie od czasów Dożywocia . I już od pierwszych stron Dywanu z wkładką wiedziałam, że znów przepadnę na dobre. Marta Kisiel serwuje nam bowiem koktajl doskonały: z jednej strony pełnoprawny kryminał z denatem i śledztwem, a z drugiej – cudownie ciepłą i przezabawną opowieść o rodzinie, w której każdy ma swoje dziwactwa, wielkie serce i jeszcze większy talent do pakowania się w kłopoty. W centrum tego chaosu stoi Tereska Trawna – kobieta, której nie da się nie pokochać. To księgowa z duszą perfekcjonistki, zakochana w cyfrach, kawie i kasztankach. Jej uporządkowany świat zasad i tabelek w Excelu wywraca się do góry nogami, gdy spokojne życie zamienia się w scenariusz rodem z Ojca Mateusza skrzyżowanego z Rodzinką.pl . U jej boku stoi mąż Andrzej – istny labrador w ludzkim ciele, wcielenie dobroci i anielskiej cierpliwości. Jest też córka Zoja o błyskotliwym umyśle, pijąca herbatę hektolitrami. C...

Ile się zarabia na recenzjach książek?

Zastanawiałeś się kiedyś ile zarabiasz recenzując książki na swoim blogu? Czy wiesz ile warty jest Twój czas? Nie?  To sprawdźmy.

Recenzja: „Światła nad moczarami” Lucie Ortega - opowieść, która szepcze

Nie każda historia musi krzyczeć, by zostać usłyszaną. Niektóre szepczą – jak wiatr nad bagnami, jak echo dawno zapomnianych legend. Światła nad moczarami to właśnie taka opowieść. Subtelna, tajemnicza i przesiąknięta melancholią, która wciąga powoli, ale bez reszty. Lucie Ortega zabiera nas na Pogranicze – do świata zawieszonego między życiem a śmiercią, utkanego ze słowiańskiego folkloru. Tu trafia Lena, która po tragicznym końcu staje się nawką: duchem szukającym odkupienia we mgle. Jej los jest okrutną pułapką: w ciągu siedmiu lat musi zwabić kogoś w bagna i odebrać mu życie, inaczej sama rozwieje się w nicość. Ale jak zabić, gdy wciąż pamięta się, co to znaczy być człowiekiem? Fabuła snuje się jak mgła nad tytułowymi moczarami – jest gęsta, hipnotyzująca i nieprzewidywalna. Ortega nie prowadzi czytelnika za rękę. Zamiast tego, zaprasza go, by zabłądził w świecie, w którym każde światło może być iluzją, a każdy szept – głosem zza grobu. To głęboko poruszająca opowieść o samotności...