Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Wojna w blasku dnia. Księga I" Peter V. Brett



Autor: Peter V. Brett
Tytuł: "Wojna w blasku dnia. Księga I"
Tytuł oryginału: "The Daylight War"
Cykl: Cykl Demonów
Tom: 3
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: kwiecień 2013
Liczba stron: 680

Czekałem, czekałem i się doczekałem. W końcu jest. "Wojna w blasku dnia" Petera V. Bretta, kolejna część serii opowiadającej o świecie pustoszonym przez demony Otchłani, świecie magicznych run, świecie strachu, przyjaźni, zdrady, ambicji i bezwzględnej walki o władzę. Tak jak poprzednie części, czyli "Malowany człowiek" oraz "Pustynna włócznia", trzecia część cyklu w polskim wydaniu podzielona jest na dwie "grubaśne" księgi.

W odróżnieniu od "Pustynnej włóczni", w "Wojnie w blasku dnia" jest mniej retrospekcji, a akcja skupia się na aktualnych wydarzeniach. Jest to miłe zaskoczenie szczególnie, że pierwszy rozdział zapowiadał "powtórkę z rozrywki" i ponowne przedstawienie całej historii, ale tym razem  z punktu widzenia Inevery, małżonki Wybawiciela z Krasji, piaszczystej krainy Południa. Nie znaczy to jednak, że tego przedstawienia w książce nie ma :)

Sama akcja nie posuwa się naprzód tak szybko, jak to było w "Malowanym człowieku". Cała pierwsza księga "Wojny w blasku dnia" przesuwa opowieść raptem o kilka dni po pojedynkach obu Wybawicieli z demonami umysłu. 

"Światło słoneczne rzuca najgłębsze cienie."

Arlen wraz z Renną starają się przygotować mieszkańców Północy do nowiu i nadchodzącej wielkiej bitwy z otchłańcami. Próbują też przekonać ludzi północy, że Arlen nie jest żadnym Wybawicielem.  Leesha z Rojerem wracają do Zakątka Wybawiciela z gościny u wodza Krasjan. Oboje wiozą ze sobą mniej lub bardziej niespodziewane dary. Inevera ze swoim typowym sprytem knuje, by wzmacniać swoje wpływy, a Ahmann planuje dalsze podboje w celu zdobycia większej ilości wojowników Sharum i wzmocnienia swoich sił przed decydującą bitwą z demonami.

Mimo swojej grubości książka napisana jest w taki sposób, że wciąga czytelnika w swój świat i nie wypuszcza, aż do chwili dotarcia do ostatnich stron.

Okładka księgi I, utrzymana w odcieniach błękitu i szarości, dość dobrze wpasowuje się stylistyką w poprzednie tomy Cyklu Demonów. 

Zabrakło mi w tej książce odkrywania nowych tajemnic świata demonów oraz wartkości akcji. Czekam jednak z wypiekami na twarzy na drugą część "Wojny w blasku dnia" i kolejne przygody bohaterów, którzy nie bali się stanąć do walki przeciwko przerażającym demonom.


Komentarze

  1. Uwielbiam ten cykl :D Już nie mogę się doczekać kiedy wyjdzie druga część "Wojny...", zapowiada się naprawdę smakowicie :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz wiecej recenzji tej ksiazki pojawia sie na blogach i powoli zaczynam sie przekonaywac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorąco polecam, abyś się przekonała do Bretta. Tylko nie zaczynaj czytania od trzeciego tomu, bo się nie połapiesz w wydarzeniach ;)

      Usuń
  3. Wszyscy go chwalą i chwalą, a ja jak się nie przekonałem przy "Malowanym", tak się nie przekonuję ciągle... ale te wszystkie pochwały powoli przełamują mój opór ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypuszczam, że mimo tylu pochwał Brett nie wpasuje się w gust każdego czytelnika :) Cykl Demonów wciąga, choć jest dość przewidywalny. Mnie "Malowany człowiek" dosłownie pochłonął na cały dzień, ale drugą księgę czytało mi się znacznie gorzej.

      Usuń
    2. Drugą księgę "Malowanego" czy "Pustynną"? (Ach ten podział na dwa tomy). Mnie odrzuciła właśnie przewidywalność, a także banalność pomysłu (boją się słońca, rly?!) i usilna próba 'wstrząśnięcia' czytelnikiem.

      Usuń
    3. Drugą księgę "Malowanego". I tak, podział na księgi jest nieco irytujący.

      Usuń
  4. Zacząłem czytać pierwszy tom Wojny... i... niestety załamałem się. Zupełnie niepotrzebne opisy quasi gwałtu podczas inicjaci Inevery, wprowadzenie (po co? ideologia się wdziera do fantasy?) push'ting, schematyczność i przewidywalność. Czekałem długo, zawód wprost proporcjonalny do czasu oczekiwania, co było niestety do przewidzenia. Pewnie poczekamy na zakończenie sagi jeszcze z pięć tomów, jak to było w przypadku Terry'ego Goodkinda, który też zresztą z tomu na tom był słabszy i bardziej pokręcony. 4/10

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: „Światła nad moczarami” Lucie Ortega - opowieść, która szepcze

Nie każda historia musi krzyczeć, by zostać usłyszaną. Niektóre szepczą – jak wiatr nad bagnami, jak echo dawno zapomnianych legend. Światła nad moczarami to właśnie taka opowieść. Subtelna, tajemnicza i przesiąknięta melancholią, która wciąga powoli, ale bez reszty. Lucie Ortega zabiera nas na Pogranicze – do świata zawieszonego między życiem a śmiercią, utkanego ze słowiańskiego folkloru. Tu trafia Lena, która po tragicznym końcu staje się nawką: duchem szukającym odkupienia we mgle. Jej los jest okrutną pułapką: w ciągu siedmiu lat musi zwabić kogoś w bagna i odebrać mu życie, inaczej sama rozwieje się w nicość. Ale jak zabić, gdy wciąż pamięta się, co to znaczy być człowiekiem? Fabuła snuje się jak mgła nad tytułowymi moczarami – jest gęsta, hipnotyzująca i nieprzewidywalna. Ortega nie prowadzi czytelnika za rękę. Zamiast tego, zaprasza go, by zabłądził w świecie, w którym każde światło może być iluzją, a każdy szept – głosem zza grobu. To głęboko poruszająca opowieść o samotności...

Szum husarskich skrzydeł

"Historia Polski obejmuje szczegół, że gdy pewien król pragnął się cofnąć przed nieprzyjacielem następującym nań z przemagającą siłą, husarze przeszkodzili temu, oświadczywszy wyniośle, że nie ma powodu obawiać się, kiedy jest pod ich osłoną, gdyż jeżeliby niebiosa zapaść się miały, toby je podtrzymano na ostrzach kopii." Francoise Paulin Dalerac Husaria - legendarna polska jazda. Rozbijała nawet kilkunastokrotnie liczniejsze oddziały wroga. Wzbudzała podziw i postrach. Dziś myśląc o husarzach, od razu przychodzą na myśl skrzydła. Jednak nie wszyscy husarze nosili ten charakterystyczny element, robili to głównie pocztowi (szeregowi husarscy). W jakim celu? Otóż szum skrzydeł podczas szarży płoszył konie nieprzyjaciela i wprowadzał zamęt w szeregi wroga. Podobny cel miało mocowanie do kopii długich, kolorowych proporców. Warto wspomnieć jeszcze o samych kopiach. Były one wydrążone wewnątrz, dzięki czemu były lżejsze i tak bardzo nie obciążały ramienia husarza. ...

Recenzja: "Leave Me Behind" K. M. Moronova - tam, gdzie miłość jest równie niebezpieczna co nienawiść

Są książki, które czytasz. I są takie, które przeżywasz całym sobą. Leave Me Behind to ta druga opcja. Brutalna, bezkompromisowa i uzależniająca historia, która od pierwszych stron wciąga jak wir i nie puszcza aż do samego końca. Sięgając po dark romance K. M. Moronovej, wiedziałam, czego się spodziewać. Dostałam dokładnie to – w najczystszej i najmocniejszej formie. Nell Gallows – jedyna ocalała z owianego złą sławą oddziału Riøt – trafia do jednostki Malum, gdzie każdy patrzy na nią jak na wroga. To bohaterka wykuta z gniewu i bólu, a jednocześnie poruszająco ludzka w swojej kruchości. Kibicujemy jej z zaciśniętymi zębami, nawet gdy jej decyzje ranią nie tylko ją, ale i nas. Wtedy na scenę wkracza on. Bones. Żołnierz, dla którego Nell jest uosobieniem wszystkiego, czym gardzi. Ich relacja to prawdziwa burza: pierwotny gniew i nienawiść ścierają się z magnetycznym przyciąganiem, którego żadne z nich nie jest w stanie powstrzymać. Zapomnijcie o słodkiej opowieści. To zderzenie dwóch ś...