Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Leave Me Behind" K. M. Moronova - tam, gdzie miłość jest równie niebezpieczna co nienawiść


Są książki, które czytasz. I są takie, które przeżywasz całym sobą. Leave Me Behind to ta druga opcja. Brutalna, bezkompromisowa i uzależniająca historia, która od pierwszych stron wciąga jak wir i nie puszcza aż do samego końca. Sięgając po dark romance K. M. Moronovej, wiedziałam, czego się spodziewać. Dostałam dokładnie to – w najczystszej i najmocniejszej formie.

Nell Gallows – jedyna ocalała z owianego złą sławą oddziału Riøt – trafia do jednostki Malum, gdzie każdy patrzy na nią jak na wroga. To bohaterka wykuta z gniewu i bólu, a jednocześnie poruszająco ludzka w swojej kruchości. Kibicujemy jej z zaciśniętymi zębami, nawet gdy jej decyzje ranią nie tylko ją, ale i nas.

Wtedy na scenę wkracza on. Bones. Żołnierz, dla którego Nell jest uosobieniem wszystkiego, czym gardzi. Ich relacja to prawdziwa burza: pierwotny gniew i nienawiść ścierają się z magnetycznym przyciąganiem, którego żadne z nich nie jest w stanie powstrzymać. Zapomnijcie o słodkiej opowieści. To zderzenie dwóch światów, które mogą się nawzajem unicestwić… albo ocalić.

Świat Malum jest bezlitosny. Tu każda decyzja ma swoje krwawe konsekwencje, a stawką jest życie. Moronova nie oszczędza ani swoich bohaterów, ani czytelnika. Misje pełne adrenaliny, brutalne wybory i emocje, które rozrywają od środka – wszystko to sprawia, że od lektury nie sposób się oderwać.

Siłą tej książki jest fakt, że autorka nie idzie na skróty. Trauma, mrok i ciężar przeszłości nie są tu tylko tłem – one kształtują bohaterów i napędzają fabułę. Jednocześnie między Nell i Bonesem iskrzy tak potężne napięcie, że każda ich wspólna scena staje się tykającą bombą. Nigdy nie wiadomo, czy wybuchnie gniewem, czy niekontrolowaną namiętnością.

Nie można nie wspomnieć o genialnej okładce, która jest idealnym odzwierciedleniem tej historii. Intensywna, mroczna, z motywem rozbitego szkła – już na pierwszy rzut oka zapowiada chaos, ból i namiętność, które znajdziemy w środku. To wizualna obietnica emocjonalnej jazdy bez trzymanki i jest ona w stu procentach spełniona.

Leave Me Behind to kwintesencja gatunku dark romance. Lektura bolesna, intensywna i absolutnie magnetyczna. Moronova serwuje historię, która zostawia ślady – siniaki na duszy i nienasycony głód na więcej. 



K.M. Moronova
Leave Me Behind / Leave Me Behind
Przełożył: Przemysław Hejmej
Wydawnictwo Papierowe Serca, 2025


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: „Światła nad moczarami” Lucie Ortega - opowieść, która szepcze

Nie każda historia musi krzyczeć, by zostać usłyszaną. Niektóre szepczą – jak wiatr nad bagnami, jak echo dawno zapomnianych legend. Światła nad moczarami to właśnie taka opowieść. Subtelna, tajemnicza i przesiąknięta melancholią, która wciąga powoli, ale bez reszty. Lucie Ortega zabiera nas na Pogranicze – do świata zawieszonego między życiem a śmiercią, utkanego ze słowiańskiego folkloru. Tu trafia Lena, która po tragicznym końcu staje się nawką: duchem szukającym odkupienia we mgle. Jej los jest okrutną pułapką: w ciągu siedmiu lat musi zwabić kogoś w bagna i odebrać mu życie, inaczej sama rozwieje się w nicość. Ale jak zabić, gdy wciąż pamięta się, co to znaczy być człowiekiem? Fabuła snuje się jak mgła nad tytułowymi moczarami – jest gęsta, hipnotyzująca i nieprzewidywalna. Ortega nie prowadzi czytelnika za rękę. Zamiast tego, zaprasza go, by zabłądził w świecie, w którym każde światło może być iluzją, a każdy szept – głosem zza grobu. To głęboko poruszająca opowieść o samotności...

Szum husarskich skrzydeł

"Historia Polski obejmuje szczegół, że gdy pewien król pragnął się cofnąć przed nieprzyjacielem następującym nań z przemagającą siłą, husarze przeszkodzili temu, oświadczywszy wyniośle, że nie ma powodu obawiać się, kiedy jest pod ich osłoną, gdyż jeżeliby niebiosa zapaść się miały, toby je podtrzymano na ostrzach kopii." Francoise Paulin Dalerac Husaria - legendarna polska jazda. Rozbijała nawet kilkunastokrotnie liczniejsze oddziały wroga. Wzbudzała podziw i postrach. Dziś myśląc o husarzach, od razu przychodzą na myśl skrzydła. Jednak nie wszyscy husarze nosili ten charakterystyczny element, robili to głównie pocztowi (szeregowi husarscy). W jakim celu? Otóż szum skrzydeł podczas szarży płoszył konie nieprzyjaciela i wprowadzał zamęt w szeregi wroga. Podobny cel miało mocowanie do kopii długich, kolorowych proporców. Warto wspomnieć jeszcze o samych kopiach. Były one wydrążone wewnątrz, dzięki czemu były lżejsze i tak bardzo nie obciążały ramienia husarza. ...