Przejdź do głównej zawartości

Długość tekstu... Lepiej ją skróć zanim będzie za późno.

Każdy zna chyba porównanie życia do papieru toaletowego - długie, szare i do dupy. Kluczowe słowa to długie i szare. Reszta to już tylko pokłosie. Kto potrafi wyciągnąć z tego wnioski będzie królem życia. Spojrzę jednak przez ten pryzmat na to co zamieszczane jest w Internecie.

Ostatnio rozmawialiśmy z Dominiką o tym, że ludzie w Internecie ciągle się spieszą. Czytają i oglądają "po łebkach". Jak poświęcą czemuś 2 minuty to jest to wyczyn porównywalny ze skokiem Małysza.
Statystyki na blogach tez potwierdzają tą tendencję. Ale jak zrobić, żeby maksymalnie wykorzystać czas dany nam przez czytelnika?

Trzeba skracać.

W przypadku filmów sprawa jest prosta. Nie chcesz przynudzać to streszczaj się i mów max 2 minuty. Ale jak ten czas przełożyć na długość tekstu? To tez jest banalnie proste. Przeciętnie czytamy 200-250 słów na minutę. Nasz tekst nie może więc przekraczać 400-500  słów.

To zarazem i dużo, i mało. Jednak statystyki są bezlitosne - max 2 minuty. Jak piszesz więcej w swojej notce to zwyczajnie przynudzasz.

A na koniec życzę Wam samych krótkich i "wbijających w ziemię" tekstów.

Ps. Te dwie minuty można przetestować na sobie na stronie: http://www.donothingfor2minutes.com/

Komentarze

  1. Czyli wychodzi na to, że ciągle przynudzam;) Czasem nawet próbowałam pisać krócej, ale 600 słów to takie minimum u mnie, co pokazuje, że jakaś 1/3 mojego tekstu jest nieczytana:)

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie i tutaj pojawia się problem, bo po prostu nie potrafię pisać krótko. Nawet kiedy z kimś rozmawiam i wypowiadam się na jakiś temat to bardzo wszystko przedłużam. Staram się w swoich tekstach pisać krócej, ale to chyba nie dla mnie. Sama wolę te trochę krótsze teksty, bo nie mam czasu, żeby u każdego czytać długie wywody, ale sama nie potrafię takich tworzyć ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pisał Spencer Johnson w "Kto zabrał mój Ser?": "Jeżeli się nie zmieniasz, to giniesz".

      Warto patrzeć co lubią czytelnicy i czasem się dostosować do ich potrzeb. Wszyscy autorzy pisząc myślą o czytelniku. Nawet "internetowi" autorzy czyli przede wszystkim blogerzy :)

      Usuń
  3. O, a ja chyba bardzo lubię przynaudzać, skoro tyle piszę ;) Może i ludzie spędzają nad czymś 2 minuty, ale tylko wtedy, kiedy jest mało interesujące. Ważne są pierwsze minuty, to prawda. Trzeba, w naszym wypadku czytelnika, zainteresować. A jak się go czymś zainteresuje to będzie skupiony na tym przez 5 minut. Według badań, właśnie tyle trwa skupienie przeciętnego człowieka na jednej czynności, temacie, etc. Nie pamiętam gdzie były robione te badania, ale jak ponownie na nie się natknę przy okazji to podeślę link.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *przynudzać. Literka "a" mi się wkradła. ;)

      Usuń
    2. Nie pisałem o przypadkach indywidualnych. Napisałem o trendzie. Sprawdźcie u siebie w statystykach jak to wygląda, tylko upewnijcie się, że wyłączyliście siebie z obliczeń. Bo autor zazwyczaj trochę zakłóca dane "wzwyż".

      Usuń
  4. Wszystko zależy chyba jednak od czytelnika i od danego tekstu. Nie liczę wprawdzie słów w swoich postach i na chwilę obecną ciężko mi stwierdzić, ile ich średnio piszę, ale sama, zaglądając na inne blogi, nie patrzę na to, jak długa jest notka, nie interesuje mnie to. Interesuje mnie to za to jej treść i forma przekazu. Można oczywiście pisać krótko i intrygująco, można pisać długo i przynudzać. Grunt to znaleźć ten złoty środek, kiedy tekst nie będzie zbyt krótki, ale będzie jednocześnie interesujący, a czytelnicy nie porzucą go po tych 400-500 słowach.

    Twój dzisiejszy post miał jak rozumiem pokazać jak wygląda to skracanie, ale ja chętnie poczytałabym na ten temat odrobinę więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje posty zazwyczaj są krótkie. Domi rozpisuje się bardziej :) Ale tak jak napisałem w statystykach (również naszych) wychodzą średnio te 2 minuty.

      Zresztą duża część osób wprost przyznaje ze czyta tylko "trochę", "zajawkę", "żeby złapać sens".

      Usuń
  5. Trafny post. Sama wiem po sobie, ze aż nie chcę się czytać długich tekstów i tylko przeglądam ję tak jak to nazwałaś 'po łepkach', ale nie datego, ze mi się nie chce, ale raczej dla tego, ze w tygodniu mam mało czasu na blogowanie. Sama staram się skracać swoje recenzje, żeby były jak najbardziej ciekawe i przejrzyste :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też wolę krótsze, ale konkretne teksty :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja recenzja zamknięta w 500 słowach? No way :P Chociaż staram się pisać dość zwięźle i na temat, zawsze jest sporo do czytania. A jeśli nie wiem, co napisać o książce i siadam do recenzji, to długi tekst gwarantowany, bo w międzyczasie mój mózg wytwarza gonitwę myśli ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mi zupełnie nie przeszkadza, jeśli ktoś pisze dłuższe teksty - jeżeli są ciekawie napisane to czytając nawet nie zauważam kiedy pojawia się ostatnia kropka. Zresztą skracanie na siłę w moim odczuciu nie ma sensu i nie przekonuje mnie argument o dostosywaniu się do potrzeb czytelników. Jeżeli taki okrojony tekst nie odzwierciedli w pełni tego co chciałam przekazać to po co w ogóle coś zamieszczać? A jeżeli ktoś nie przeczyta dłuższej wypowiedzi bo nie ma na to czasu/bo mu sie nie chcę to trudno. Przeczyta ktoś inny, kogo to zainteresuje niezależnie od długości tekstu.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nasi najwybitniejsi pisarze w takim razie byli królami przynudzania. Przeczytajcie sobie "W Pustyni i w Puszczy". 3-4 strony opisu pustyni. Sorry Winnetou.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrząc z perspektywy dzisiejszych czasów, byli. Ale wtedy, gdy tworzyli, ludzie czytali, a dziś większość prawie w ogóle nie czyta. Poza tym co innego książka, a co innego artykuł w sieci (bo to głownie Internetu dotyczył ten tekst).

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: „Światła nad moczarami” Lucie Ortega - opowieść, która szepcze

Nie każda historia musi krzyczeć, by zostać usłyszaną. Niektóre szepczą – jak wiatr nad bagnami, jak echo dawno zapomnianych legend. Światła nad moczarami to właśnie taka opowieść. Subtelna, tajemnicza i przesiąknięta melancholią, która wciąga powoli, ale bez reszty. Lucie Ortega zabiera nas na Pogranicze – do świata zawieszonego między życiem a śmiercią, utkanego ze słowiańskiego folkloru. Tu trafia Lena, która po tragicznym końcu staje się nawką: duchem szukającym odkupienia we mgle. Jej los jest okrutną pułapką: w ciągu siedmiu lat musi zwabić kogoś w bagna i odebrać mu życie, inaczej sama rozwieje się w nicość. Ale jak zabić, gdy wciąż pamięta się, co to znaczy być człowiekiem? Fabuła snuje się jak mgła nad tytułowymi moczarami – jest gęsta, hipnotyzująca i nieprzewidywalna. Ortega nie prowadzi czytelnika za rękę. Zamiast tego, zaprasza go, by zabłądził w świecie, w którym każde światło może być iluzją, a każdy szept – głosem zza grobu. To głęboko poruszająca opowieść o samotności...

Szum husarskich skrzydeł

"Historia Polski obejmuje szczegół, że gdy pewien król pragnął się cofnąć przed nieprzyjacielem następującym nań z przemagającą siłą, husarze przeszkodzili temu, oświadczywszy wyniośle, że nie ma powodu obawiać się, kiedy jest pod ich osłoną, gdyż jeżeliby niebiosa zapaść się miały, toby je podtrzymano na ostrzach kopii." Francoise Paulin Dalerac Husaria - legendarna polska jazda. Rozbijała nawet kilkunastokrotnie liczniejsze oddziały wroga. Wzbudzała podziw i postrach. Dziś myśląc o husarzach, od razu przychodzą na myśl skrzydła. Jednak nie wszyscy husarze nosili ten charakterystyczny element, robili to głównie pocztowi (szeregowi husarscy). W jakim celu? Otóż szum skrzydeł podczas szarży płoszył konie nieprzyjaciela i wprowadzał zamęt w szeregi wroga. Podobny cel miało mocowanie do kopii długich, kolorowych proporców. Warto wspomnieć jeszcze o samych kopiach. Były one wydrążone wewnątrz, dzięki czemu były lżejsze i tak bardzo nie obciążały ramienia husarza. ...

Recenzja: „Dywan z wkładką" Marta Kisiel - plasterek na zszargane nerwy

Poczucie humoru Marty Kisiel jest absolutnie kompatybilne z moim, zresztą tak jest niezmiennie od czasów Dożywocia . I już od pierwszych stron Dywanu z wkładką wiedziałam, że znów przepadnę na dobre. Marta Kisiel serwuje nam bowiem koktajl doskonały: z jednej strony pełnoprawny kryminał z denatem i śledztwem, a z drugiej – cudownie ciepłą i przezabawną opowieść o rodzinie, w której każdy ma swoje dziwactwa, wielkie serce i jeszcze większy talent do pakowania się w kłopoty. W centrum tego chaosu stoi Tereska Trawna – kobieta, której nie da się nie pokochać. To księgowa z duszą perfekcjonistki, zakochana w cyfrach, kawie i kasztankach. Jej uporządkowany świat zasad i tabelek w Excelu wywraca się do góry nogami, gdy spokojne życie zamienia się w scenariusz rodem z Ojca Mateusza skrzyżowanego z Rodzinką.pl . U jej boku stoi mąż Andrzej – istny labrador w ludzkim ciele, wcielenie dobroci i anielskiej cierpliwości. Jest też córka Zoja o błyskotliwym umyśle, pijąca herbatę hektolitrami. C...