Przejdź do głównej zawartości

Po cholerę Ci ten blog?

Monitor świeci w ciemności nocy. Oczy pieką. Pewnie znów przesuszone spojówki spowodowane brakiem mrugania. Na blogu jest coraz więcej treści. Sprawdzasz analytics i widzisz czytających cię w tej właśnie chwili kilkuset użytkowników. Wszystko idzie zgodnie z planem. Twoja trampolina staje się coraz większa i można skakać. Wysoko. Możesz wiele.


Czytam sobie "Rework" Jasona Frieda i uderzyła mnie pewna myśl. Po cholerę ludzie prowadzą blogi? Po cholerę my prowadzimy blogi? Może istnieją na świecie altruiści, którzy piszą sobie bo lubią pisać. Choć ja osobiście w nich nie wierzę. Są i tacy, którzy liczą, że za swoje teksty będą dostawali coś za darmo, a w praktyce niemal za darmo oddają swój cenny czas. To dość głupie.

Więc po co to wszystko? 

Fried prostymi słowami wyraża prawdę, która nie dla wszystkich jest wygodna. Chodzi o odbiorców.

Jeżeli zdobywasz odbiorców i masz ich dużo budujesz trampolinę, na której "twoja działalność" może sięgnąć nieba.

The sky is the limit

Przez "twoją działalność" można rozumieć wiele. Może marzysz, żeby zostać sławnym pisarzem, a może chcesz zostać wydawcą, albo gwiazdą, krytykiem zapraszanym do programów telewizyjnych i radiowych. To może być cokolwiek na czym tak naprawdę Ci zależy. I taka jest prawda.

Sparafrazuję nieco Frieda:

Przyciągnij do swojej "działalności" odbiorców. "(...)Przemawiaj, pisz, prowadź blog, udzielaj się na portalach społecznościowych, kręć filmy wideo - rób cokolwiek. Dziel się cennymi informacjami, a z pewnością powoli zbierzesz wokół siebie wierną publiczność. Wtedy, gdy będziesz chciał coś ogłosić, właściwi ludzie będą Cię już słuchali".

Komentarze

  1. Ja piszę bloga, bo uwielbiam czytać, a w moim otoczeniu nie bardzo mam z kim podzielić się moimi spostrzeżeniami z takiej a takiej książki. Piszę również dlatego, że marzy mi się kariera pisarza, ale nie zawsze wystarcza mi cierpliwości by siedzieć nad pustą stroną lub zastanawiać się nad jakąś sceną po raz ęty. Recenzje pisze się o wiele szybciej :)
    Zaciekawiła mnie książka, o której mówisz i na pewno do niej zajrzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się, sam piszę z takim samym nastawieniem - chciałbym mieć odbiorców, chciałbym żeby ludzie czytali i dyskutowali na temat moich recenzji (bo ślepe zgadzanie się ze wszystkim, co mówię, nie byłoby spoko). W ogóle najfajniej by było, gdyby przy wchodzeniu do empiku wyciągali smartfony i wpisywali w wyszukiwarkę moje nazwisko aby dopomóc sobie w wyborze! Narcystyczne, ale prawdziwe :)

    Pozdrawiam
    Michał

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja jestem po części osobą, która "pisze sobie bo lubi pisać." :) Nie spodziewałam się, że mój blog będzie miał takie szerokie grono odbiorców. Dopiero po pewnym czasie czytelnicy zaczęli nabierać dla mnie coraz większego znaczenia. :) Poza tym trenuję pisanie i jestem na bieżąco w środowisku, w którym kiedyś chcę szukać pracy. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się nie oszukuję - piszę, bo lubię, ale piszę także po to, żeby ludzie mnie czytali, żeby dyskutowali, żeby ktoś zachęcony moją recenzją sięgnął po daną książkę. Piszę, bo widzę w tym sens. Czytelników przybywa, słupki rosną, poznaję świetnych ludzi. Blogerów, zwykłych czytelników, pisarzy, wydawców. Piszę, bo to świetne uczucie, gdy dostaję sygnały, że ludziom podoba się to, co robię. Czy przyda mi się to kiedyś w życiu zawodowym? Raczej nie, ale przecież nigdy nic nie wiadomo. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pisze, ponieważ chcę się dzielić swoja opinią z innymi, Pisze, poniewaz to lubie, to moje hobby, sposob marnowania czasu. Pisze, bo dzieki temu moge poznac wielu bloggerow. Pisze, bo sama nie wiem po co.. Ale już bez tego nie mogę żyć. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piszę bloga, gdyż mam w ten sposób możliwość podzielenia się swoją pasją czytania i nie tylko :) Bywają chwile zwątpienia, ale nie wszystko jest idealne :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: „Światła nad moczarami” Lucie Ortega - opowieść, która szepcze

Nie każda historia musi krzyczeć, by zostać usłyszaną. Niektóre szepczą – jak wiatr nad bagnami, jak echo dawno zapomnianych legend. Światła nad moczarami to właśnie taka opowieść. Subtelna, tajemnicza i przesiąknięta melancholią, która wciąga powoli, ale bez reszty. Lucie Ortega zabiera nas na Pogranicze – do świata zawieszonego między życiem a śmiercią, utkanego ze słowiańskiego folkloru. Tu trafia Lena, która po tragicznym końcu staje się nawką: duchem szukającym odkupienia we mgle. Jej los jest okrutną pułapką: w ciągu siedmiu lat musi zwabić kogoś w bagna i odebrać mu życie, inaczej sama rozwieje się w nicość. Ale jak zabić, gdy wciąż pamięta się, co to znaczy być człowiekiem? Fabuła snuje się jak mgła nad tytułowymi moczarami – jest gęsta, hipnotyzująca i nieprzewidywalna. Ortega nie prowadzi czytelnika za rękę. Zamiast tego, zaprasza go, by zabłądził w świecie, w którym każde światło może być iluzją, a każdy szept – głosem zza grobu. To głęboko poruszająca opowieść o samotności...

Szum husarskich skrzydeł

"Historia Polski obejmuje szczegół, że gdy pewien król pragnął się cofnąć przed nieprzyjacielem następującym nań z przemagającą siłą, husarze przeszkodzili temu, oświadczywszy wyniośle, że nie ma powodu obawiać się, kiedy jest pod ich osłoną, gdyż jeżeliby niebiosa zapaść się miały, toby je podtrzymano na ostrzach kopii." Francoise Paulin Dalerac Husaria - legendarna polska jazda. Rozbijała nawet kilkunastokrotnie liczniejsze oddziały wroga. Wzbudzała podziw i postrach. Dziś myśląc o husarzach, od razu przychodzą na myśl skrzydła. Jednak nie wszyscy husarze nosili ten charakterystyczny element, robili to głównie pocztowi (szeregowi husarscy). W jakim celu? Otóż szum skrzydeł podczas szarży płoszył konie nieprzyjaciela i wprowadzał zamęt w szeregi wroga. Podobny cel miało mocowanie do kopii długich, kolorowych proporców. Warto wspomnieć jeszcze o samych kopiach. Były one wydrążone wewnątrz, dzięki czemu były lżejsze i tak bardzo nie obciążały ramienia husarza. ...

Recenzja: "Leave Me Behind" K. M. Moronova - tam, gdzie miłość jest równie niebezpieczna co nienawiść

Są książki, które czytasz. I są takie, które przeżywasz całym sobą. Leave Me Behind to ta druga opcja. Brutalna, bezkompromisowa i uzależniająca historia, która od pierwszych stron wciąga jak wir i nie puszcza aż do samego końca. Sięgając po dark romance K. M. Moronovej, wiedziałam, czego się spodziewać. Dostałam dokładnie to – w najczystszej i najmocniejszej formie. Nell Gallows – jedyna ocalała z owianego złą sławą oddziału Riøt – trafia do jednostki Malum, gdzie każdy patrzy na nią jak na wroga. To bohaterka wykuta z gniewu i bólu, a jednocześnie poruszająco ludzka w swojej kruchości. Kibicujemy jej z zaciśniętymi zębami, nawet gdy jej decyzje ranią nie tylko ją, ale i nas. Wtedy na scenę wkracza on. Bones. Żołnierz, dla którego Nell jest uosobieniem wszystkiego, czym gardzi. Ich relacja to prawdziwa burza: pierwotny gniew i nienawiść ścierają się z magnetycznym przyciąganiem, którego żadne z nich nie jest w stanie powstrzymać. Zapomnijcie o słodkiej opowieści. To zderzenie dwóch ś...