Przejdź do głównej zawartości

Pięćdziesiąt twarzy do skrytykowania


"Pięćdziesiąt twarzy Greya" - książka, która w ciągu ostatniego roku wzbudziła prawdziwą sensację na całym świecie. Istny fenomen, o którym nie będę się zbytnio rozpisywać, gdyż moje dzisiejsze przemyślenia popłynęły w nieco innym kierunku. Mianowicie od dłuższego czasu przyglądam się przygotowaniom do produkcji filmu, a konkretniej reakcjom fanek na poszczególne doniesienia. Najwięcej komentarzy można zobaczyć na fanpage'ach książki: polskim (prawie 100 tys. fanów) i zagranicznym (prawie 600 tys.). I jestem w totalnym szoku. Dlaczego?

Otóż nie mam pojęcia, jak można tak bardzo przeżywać fikcyjnego bohatera. Szaleć na jego punkcie, żeby nie napisać: świrować. Gdy do odtwórcy głównej roli wybrano Charliego Hunnama, część fanek wpadła w czarną rozpacz, a pozostała część sypała wulgaryzmami w jego kierunku. Ile z nich widziało jakąkolwiek produkcję z jego udziałem, choćby kultowy już serial "Sons of Anarchy"? Pewnie niewiele. Grunt, że to nie były ich wyobrażenia. Charlie rolę rzucił, a na jego miejsce wskoczył Jamie Dornan. I znów podniósł się raban. Bo to nie ich Christian, bo to, bo tamto. Znów pewnie niewiele z nich widziało go w jakiejkolwiek roli, czy choćby słyszało jego niesamowity głos. 

W tamtym momencie pomyślałam: o co do cholery chodzi? Facet jest przystojny, wysportowany i ma w sobie jakiś magnetyzm. Nie wszystkim kobietom musi się podobać, ale przecież aktorstwo polega na wcielaniu się w role, więc on nie musi być Greyem - ma się tylko w niego wcielić w filmie. 

I tak sobie teraz myślę... Czy te kobiety nie mają realnego życia, że aż tak bardzo przeżywają fikcję? Rozumiem, że można się zachwycić bohaterem, lubić go, ale przenoszenie tego na grunt rzeczywistości jest dla mnie dziwne. Według badań aż 60% kobiet marzy o seksie z nieznajomym. Może właśnie w tym należy się doszukiwać takiego stanu rzeczy - świrowania na punkcie idealnego mężczyzny, choćby z kart książki. Wzdychania do tego tajemniczego, przystojnego, niebezpiecznego, seksownego i najlepiej jeszcze bogatego. 

Dziewczyny, obudźcie się. Ideały są nudne.

Komentarze

  1. Moim zdaniem to nie jest do końca normalne... Tzn ja, gdyby moja ulubiona książka miała zostać zekranizowana, też chciałabym, żeby zostali wybrani jak najbardziej pasujący aktorzy, ale ludzie.. bez przesady. Nie zmieszałabym z błotem aktora, który miałby być odtwórcą jakiejś roli tylko dlatego, że nie odpowiadał moim wyobrażeniom..
    Ideały są nudne, racja, ale niektóre muszą znaleźć najpierw taki 'ideał', żeby się o tym przekonać. :|

    Pozdrawiam :)
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  2. Magdo - popieram też Twoje zdanie, ale proszę Cię jak Grey może być ulubioną ksiażką :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten facet jest świetny i według mnie jest najlepszym z możliwych wyborów. poprzedni mnie też się nie podobał i bardzo cieszę się ze zmiany aktora, ale daleka byłam od czarnej rozpaczy i depresji po pojawieniu się informacji o wybraniu Charliego :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Osobiście nie czytałam no i nie mam zamiaru. Szkoda czasu na takie książki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja w swoich recenzjach dość dobitnie dałam do zrozumienia, co o Greyu sądzę. Z jednej strony - jasne, takie histeryzowanie na temat wyboru aktorów wydaje się być czymś niezrozumiałym, ale z drugiej - gdy pomyślę, ile razy zżymałam się, gdy ekranizacja ukochanej powieści kłóciła się z moimi wyobrażeniami.... Jednak powinny być jakieś granice, a czytając niektóre z wypowiedzi ortodoksyjnych fanek, można się przestraszyć o.0

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi Dornan pasuje, Charlie rowniez ;) a nawet odtwórczyni roli Any, Dakota Johannson fajna babka, tylko wszyscy od razu, ze jej mamusia załatwiła, ze jest za wysoka, ze z wyglądu nie jest taka niewinna itp. zal słuchać. Książka kiepsko sie czytała nie oszukujmy się, co do filmu poczekajmy na premierę, bo ludzie tez go już spisali na straty. Co do tematu, który poruszyłeś to faktycznie niektóre fanki ,przesadzają'' obrażają bohaterów, tworzą nawet petycje o usunięciu aktora. Straszne! Najlepiej żebyśmy nawet nie wiedzieli, kto zagra w tym filmie i przyszli na premierę i zobaczyli, nie byłoby kłótni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzieś czytałam, że sama E L James po raz pierwszy widząc Dakotę powiedziała, że to jest Anastasia. I trudno jej zarzucać starość, skoro ma 24 lata. Dornana uwielbiam ze jego rolę w "The Fall". Moim zdaniem film może być niezły, bo nie będzie w nim tego wszystkiego, co uczyniło książkę słabą (wieczne powtórzenia itp). Ale pożyjemy, zobaczymy :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: "Szczęśliwa siódemka" Janet Evanovich

Autor: Janet Evanovich Tytuł: "Szczęśliwa siódemka" Tytuł oryginału: "Seven Up" Cykl: Stephanie Plum Tom: 7 Wydawnictwo: Fabryka Słów Data wydania: czerwiec 2013 Liczba stron: 416

Gdy książka rozdziera ci serce...

W ciągu ostatnich dni sięgnęłam po książki, które rozdarły mi serce i po których ciężko mi wrócić do rzeczywistości. Każda z nich jest inna, ale jednocześnie są bardzo do siebie podobne. Poruszają najczulsze struny, o których istnienie nawet siebie nie podejrzewałam. Choć zawsze byłam wrażliwym człowiekiem. O każdej z tych książek wkrótce napiszę Wam więcej. Ale już dziś mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że o żadnej z nich przez długi czas nie zapomnę. "Morze spokoju" pokazało mi, jak powoli odradza się nadzieja, gdy marzenia legną w gruzach i zostaje z nich tylko popiół. "Gwiazd naszych wina" sponiewierało mnie, moje serce pękło nie wiem ile razy podczas czytania. Śmiałam się i płakałam, będąc jednocześnie pełna podziwu dla niezłomności bohaterów. "Hopeless" jeszcze nie skończyłam, ale już zdążyła mocno szarpnąć moim sercem.  W zalewie badziewia, zarówno dla młodzieży jak i dorosłych, te książki są jak diamenty. Lśnią najczystszym blaskiem...

Recenzja: "BLOG. Pisz, kreuj, zarabiaj" Tomek Tomczyk - czyli jestem blogerem, jestem najlepszy i tworzę swoją legendę

Czy można dać czytelnikowi ciekawe i pożyteczne treści, a jednocześnie budować swoją własną markę i tworzyć własną legendę? Czy można bezczelnie się przechwalać i gloryfikować swoją zajebistość sprawiając jednocześnie, że w czytelniku rośnie sympatia do autora? Pewnemu polskiemu blogerowi to się udaje.