Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Chemia łez" Peter Carey



Autor: Peter Carey
Tytuł: "Chemia łez"
Tytuł oryginału: "The Chemistry of Tears"
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: maj 2013
Liczba stron: 320

"Chemia łez" - nie wiem, co pierwsze urzekło mnie w tej książce. Tytuł, niesamowita okładka, czy wreszcie sam opis, zapowiadający coś niezwykłego. Dodatkowo moją uwagę zwrócił fakt, że autor, Peter Carey, to dwukrotny laureat Bookera - najbardziej prestiżowej nagrody literackiej, przyznawanej w Wielkiej Brytanii.

Pod koniec kwietnia 2010 roku, w Londynie, Catherine Gehrig, zegarmistrz i konserwator londyńskiego muzeum, dowiaduje się o nagłej śmierci ukochanego. Ponieważ Matthew był żonaty, a jego romans z Cat pozostawał w sekrecie przez trzynaście lat, kobieta nie może jawnie przeżywać żałoby. Jest jej tym trudniej, że w grę nie wchodzi nawet pojawienie się na pogrzebie. I wtedy na ratunek przychodzi jej Eric Croft, kustosz działu horologii i przyjaciel Matthew. Świadomy rozpaczy i rozdzierającego bólu, jakie targają Catherine, Eric przydziela jej specjalne zadanie. Ma zrekonstruować kaczkę Vaucansona, genialne, mechaniczne odzwierciedlenie żywego ptaka.

Pełna dystansu Catherine, przeglądając skrzynie z elementami kaczki, natrafia na jedenaście brulionów, zapisanych zdecydowanym, męskim pismem. W taki sposób poznaje żyjącego 150 lat wcześniej Henry'ego Brandlinga, Anglika, który postanowił skonstruować kaczkę dla swego chorego na gruźlicę synka. Przekonany, że mechaniczny ptak jest w stanie ocalić dziecko, mężczyzna wyruszył do Niemiec, do Karlsruhe, gdzie wynaleziono zegar z kukułką. Jakie rezultaty przyniosła jego podróż?

Catherine cierpi i notorycznie topi smutki w alkoholu, ale zapiski Henry'ego powoli wyciągają ją z otępienia i pomagają przetrwać najgorszy czas. Rekonstrukcja ptaka i relacja Brandlinga niespodziewanie pozwalają jej odkryć, że zamiast kaczki ma przed sobą wspaniałego, pięknego łabędzia...  

Dwoje ludzi, którzy nigdy się nie spotkali, których dzielą całe lata, targani rozpaczą, szukają ratunku i ukojenia. Henry próbuje dać choć odrobinę radości swemu synowi, Catherine próbuje pozbierać się po śmierci mężczyzny, który był miłością jej życia. Dwa tak różne oblicza miłości tworzą piękną historię, opowiedzianą subtelnym, a jednocześnie wyrazistym językiem. Peter Carey pisze w sposób momentami wręcz magiczny, ale wymagający skupienia. 

Na uwagę zasługują sami główni bohaterowie, postacie silne, czasami nieprzewidywalne, ale bardzo ludzkie, próbujące uśmierzyć ból i jednocześnie dążące do obranego celu. Również bohaterowie drugoplanowi zostali świetnie dopracowani. Rubaszny Crofty, szalony Sumper, genialny Carl, tajemniczy złotnik, zbieracz baśni, dziwaczna i utalentowana asystentka Cat - to prawdziwa mieszanka charakterów, nietuzinkowych osobowości, zupełnie inaczej postrzegających świat.

"Chemia łez" pełna jest dwuznaczności, cierpienia, łez i samotności, ale również miłości i ciepłych wspomnień. Jest opowieścią przepełnioną całą gamą ludzkich emocji. Całość  spaja mechaniczny łabędź, mający jedyną wadę - jest tylko maszyną, nie mającą skórnej powłoki. A "W naszej skórze znajduje się cztery miliony receptorów", jak mawia Catherine. I właśnie tak odbiera się tę powieść - zmysłami. To nie jest łatwa lektura i raczej nie przypadnie do gustu czytelnikom szukającym szybkiej rozrywki. Ale tym, którzy szukają w książkach czegoś więcej, czegoś, co skłania do refleksji i chwili zadumy, serdecznie polecam. 

Komentarze

  1. Bardzo ładna okładka - na pewno rzuca się w oczy. Co do treści - na lato jak dla mnie ta książka chyba byłaby zbyt ciężka w odbiorze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka w papierowym wydaniu jest niesamowita :) A książka faktycznie na relaksujące czytanie na plaży raczej się nie nadaje. Ale ogólnie jest warta przeczytania :)

      Usuń
  2. O, coś ciekawego!
    Ps Zdradź mi proszę, co to za kindelek masz? Szukam już jakiś czas odpowiedniego dla siebie, ale na nic nie potrafię się skusić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Od dłuższego czasu intryguje mnie ta książka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie zaintrygowała od pierwszej chwili, gdy ją zobaczyłam, zatem coś w sobie ma :)

      Usuń
  4. Już czytam którąś z kolei recenzję tej książki i coraz bardziej chcę ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdecydowanie mnie zaciekawiłaś, a że uwielbiam książki refleksyjne - ten tytuł to coś dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: "Ostra gra" Olivia Cunning

Autor: Olivia Cunning Tytuł: "Ostra gra" Tytuł oryginału: "Rock Hard" Cykl: Sinners on Tour Tom: 2 Wydawnictwo: Amber Data wydania: luty 2013 Liczba stron: 368 Na tle innych tego typu książek, Olivia Cunning ze swoim rockowym pomysłem wypada dość interesująco. Dlatego po całkiem miłym doświadczeniu z "Za sceną", sięgnęłam po drugi tom serii o Sinnersach. Tym razem fabuła skupia się na postaci wokalisty zespołu, Seda Lionhearta. Korzystający z uroków życia mężczyzna, w głębi serca wciąż tęskni za swoją dawną miłością, Jessicą - piękną studentką prawa. Kiedy Sed i Jess nieoczekiwanie spotykają się w trakcie wieczoru kawalerskiego gitarzysty Sinnersów, Briana, uczucia między nimi wybuchają na nowo. Początkowa nienawiść przeplata się z namiętnością i szaleńczym pożądaniem.  Jednak ich spotkanie prowokuje poważną bójkę członków zespołu z ochroniarzami w pewnym klubie. Skutkiem są poważne problemy zdrowotne jednego z Sinne...

Recenzja: „Efekt pandy" Marta Kisiel - gdy wyjazd do spa zamienia się w chaos

Jeśli Dywan z wkładką był cudownie absurdalnym połączeniem rodzinnego chaosu i kryminału, to Efekt pandy udowadnia, że nawet w spokojnym spa można wpaść w sam środek zamieszania. Gdziekolwiek bowiem pojawia się rodzina Trawnych, spokój staje się pojęciem czysto teoretycznym. Tym razem Marta Kisiel wysyła swoje bohaterki do spa – w składzie gwarantującym wybuchową mieszankę: Tereska, Mira, Zoja, Pindzia i niezapomniana Briżit. Matka Tereski to kobieta z klasą, temperamentem i językiem, którego nie sposób sklasyfikować. Mieszanka polskiego, francuskiego i rosyjskiego brzmi w jej ustach jak osobna, absolutnie niepowtarzalna symfonia. Każda scena z Briżit to perełka pełna wdzięku, chaosu i czystej błyskotliwości. Cały ten wyjazd to girl power w najczystszej postaci. Kobiety różnych pokoleń, każda z własnym bagażem emocji i doświadczeń, razem tworzą drużynę, którą chce się mieć po swojej stronie w każdej życiowej katastrofie (i podczas masażu tajskiego). Kisiel bawi się konwencją, żongluj...

Recenzja: „Zabić wampirzego najeźdźcę" Carissa Broadbent - kiedy serce mówi głośniej niż rozkaz

Zabić wampirzego najeźdźcę to opowieść, która udowadnia, że w świecie Królestw Nyaxii nie ma prostych granic między światłem a mrokiem, dobrem a złem, ani między tym, co boskie, a tym, co ludzkie. Carissa Broadbent po raz kolejny pokazuje, że potrafi tworzyć historie, które nie tylko wciągają, ale zostają w głowie na długo po ostatniej stronie. Tym razem poznajemy Sylinę – Arachessenkę, akolitkę bogini Acaeji. Dla świata zewnętrznego Siostry są sektą. Dla niej – rodziną. To tam, od dziesiątego roku życia, uczyła się poświęcenia, dyscypliny i tłumienia wszystkiego, co ludzkie. A jednak nawet po piętnastu latach Sylina czuje, że nie do końca pasuje. Że pod powłoką spokoju i posłuszeństwa wciąż tli się coś niebezpiecznie bliskiego… emocjom. I właśnie ten wewnętrzny konflikt czyni ją tak fascynującą bohaterką. Sylina balansuje na granicy między tym, czego się nauczyła, a tym, kim naprawdę jest. Ma w sobie mroczny humor i dystans do samej siebie, który objawia się w najmniej spodziewanych m...