Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Dziesięć kawałków" Janet Evanovich, czyli płatny zabójca, pączki i jaskinia Batmana


Lula to duża kobieta, słynąca z miłości do lycry i prawie zawsze mająca przy sobie broń. Wystarczy wyjść z nią na lunch, by wydarzyła się prawdziwa katastrofa. Stephanie jak zwykle jest w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie i wpada w kłopoty po same uszy. 

Wszystko zaczyna się od spłonięcia żółciutkiego forda escape'a Steph. A później jest już tylko gorzej. Na łowczynię zostaje wydany wyrok i staje się celem płatnego zabójcy. A to oznacza, że trzeba się ukryć. W grę nie wchodzi ani jej własne mieszkanie (okupowane przez jej siostrę z rodziną), ani dom rodziców ani Morellego. Stephanie przypadkiem wpada na szaleńczy pomysł. Choć wie, że przyjdzie jej za to słono zapłacić, zaszywa się w mieszkaniu Komandosa. I zaczyna wyścig z czasem.

Do jej wesołej ekipy dołącza dawno niewidziany Sally Sweet, najbardziej owłosiona drag queen wszech czasów. I jest mnóstwo babci Mazurowej, w każdej chwili gotowej na wkroczenie do akcji i rozpoczęcie kariery łowczyni nagród. Do tego dochodzi rozchwiana emocjonalnie siostra Steph, Valerie, i jej przygotowania do ślubu. I Lula, która do perfekcji opanowała powalanie zbiegów ruchem zwanym: Pośladkowa Bomba Luli. Humoru jest co niemiara, czytając w środku nocy z trudem powstrzymywałam się przed głośnymi wybuchami śmiechu. Ale oprócz zabawnych sytuacji w życiu Stephanie znów pojawiło się mnóstwo tych stresujących. A na stres, jak wiadomo, najlepsze są pączki. Najlepiej w ilościach hurtowych. Z tego powodu u Śliwki po raz kolejny do głosu zaczęły dochodzić kompleksy, a fałdki tłuszczu spędzają jej sen z powiek. Jak długo łowczyni wytrzyma na diecie (zwłaszcza gdy dieta ta wiąże się z poradami Luli)?

Mimo, że to już dziesiąty tom, perypetie Stephanie Plum wciąż czyta się z przyjemnością. Autorka znów przełamała schemat znany z pierwszych części cyklu i nie skupiła się wyłącznie na NS-ach (zbiegach, których łapie Steph), choć odgrywają oni sporą rolę. Jedni są problematyczni, inni tylko pogubili się w życiu (bo jak inaczej nazwać napad na ciężarówkę pełną chipsów?). Ale największe niebezpieczeństwo spada na łowczynię przez zupełny przypadek. W "Dzięsięciu kawałkach" jest nieco mniej Komandosa (niestety!), ale i tak nie można narzekać. Akcja mknie naprzód, zaskakując i wywołując salwy śmiechu. A zakończenie... tego po prostu nie da się opisać, to trzeba przeczytać :)

Seria o Stephanie Plum należy do moich ulubionych i utwierdzam się w tej miłości z każdym kolejnym tomem. Połączenie humoru i kryminalnych intryg z postacią zwyczajnej, a jednocześnie wyjątkowej kobiety to pasjonująca mieszanka. I strasznie uzależniająca!


Informacje o książce:
Autor: Janet Evanovich
Tytuł: "Dziesięć kawałków"
Tytuł oryginału: "Ten Big Ones"
Cykl: Stephanie Plum
Tom: 10
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: kwiecień 2014
Liczba stron: 350


Komentarze

  1. Muszę wreszcie sięgnąć po tę serię

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam tę serię i jak tylko tata skończy ją czytać to ja się za nią biorę. Mam nadzieję, że zachwyci mnie tak samo jak jej poprzedniczki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj w dziesiątce dużo się dzieje, myślę, że się nie zawiedziesz :D

      Usuń
  3. Już 10? Ja ostatnio zaopatrzyłam się w 9. Ach te zaległości. Teraz chociaż wiem, że ubawię się setnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyta się błyskawicznie, więc na pewno szybko nadrobisz :)

      Usuń
  4. Tyle zachwytów nad całą serią, a ja nadal tylko patrzę na dwie pierwsze części, które czekają na półce... Mam nadzieję, że szybko to zmienię, bo zachęcacie mnie coraz bardziej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam jak najbardziej, tylko uważaj, bo Śliwka uzależnia ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego nie musisz kończyć każdej książki? Odzyskaj swoją czytelniczą wolność!

Są książki, które pochłaniamy z drżącymi rękami, jakby świat miał się skończyć, zanim przewrócimy ostatnią stronę. Ale są też takie, które czytamy z wysiłkiem – zdanie po zdaniu. Wmawiamy sobie, że "może się rozkręci", że "skoro już tyle przeczytałam, to szkoda przerywać", albo że "przecież ktoś to kiedyś uznał za arcydzieło". Ile razy tkwiliśmy w opowieściach, które nie dawały nam nic poza frustracją? Ile razy próbowaliśmy "wcisnąć się" w słowa jak w zbyt ciasny garnitur – niewygodny, nie nasz, ale przecież "elegancki", "polecany", "uznany"? Czas powiedzieć to głośno: nie musisz kończyć każdej książki . Nie jesteś zobowiązana wobec autora. Ani wobec recenzji, które miały pięć gwiazdek. Ani wobec siebie z przeszłości, która z entuzjazmem wyjęła tę książkę z półki i postanowiła dać jej szansę. Książki są jak rozmowy Wyobraź sobie. Nie z każdą osobą prowadzisz rozmowę do samego końca. Czasem już po kilku zdaniach czuje...

Recenzja: „Phantasma” Kaylie Smith - gotycka uczta zmysłów, która uzależnia!

To nie tylko jedna z najlepszych książek fantasy, jakie przeczytałam w tym roku. To gotycka uczta zmysłów i emocji – mroczna, gęsta od napięcia, brutalna, zmysłowa i absolutnie uzależniająca. Wchodząc do świata Phantasmy , czułam się, jakbym przekraczała próg nawiedzonego dworu – razem z Ophelią, która z pozoru wydaje się krucha, przytłoczona OCD i ciężarem przeszłości… a potem, z każdą kolejną próbą, staje się coraz bardziej nieugiętą, świadomą siebie kobietą. Nieidealną – i właśnie dlatego tak prawdziwą. Jej wewnętrzna walka, głos cienia, potrzeba kontroli – to wszystko nie znika, ale zmienia się razem z nią. Dojrzałość w wersji dark fantasy? W punkt! Siostrzane więzi i rodzinne cienie Na osobną uwagę zasługuje relacja z jej młodszą siostrą Genevieve – impulsywną, nieprzewidywalną, ale też poruszająco naiwną. To właśnie siostrzana więź, złożona z winy, strachu i głębokiej miłości, staje się dla Ophelii głównym motorem działania. A cień po zmarłej matce – nie tylko ten dosłowny...

Recenzja: „Tajne przez poufne” Magdalena Winnicka - od zgrzytu do mini-zawału z zachwytu!

Bywają takie książki, które zaczynają się od zgrzytu… a kończą nerwowym przewracaniem ostatniej strony i cichym „pani Autorko, jak mogła pani tak zrobić?”. Tak właśnie było z drugim tomem przygód Krystiana i Sary. Początek? Przyznam szczerze – miałam chwilę zwątpienia. Krystian, nasz zimnokrwisty major ABW, zachowuje się jak ktoś, kto chwilowo zostawił mózg we Wrocławiu. Halo, panie majorze – co się stało z twoją żelazną logiką i dystansem? Ale potem... zaskoczyło. I to tak, że przepadłam. Wystarczyło kilkadziesiąt stron, by historia znów mnie porwała – tym razem w upalne rejony Turcji, gdzie nie tylko temperatura, ale i napięcie między bohaterami sięga zenitu. Sara małymi, pozornie niewinnymi krokami zaczyna wchodzić w życie Krystiana. Nie na siłę, nie gwałtownie – tylko z czułością i uporem, który kruszy nawet najbardziej opancerzone serce. A Krystian? Choć udaje, że jeszcze walczy, widać, że przegrał tę bitwę dawno temu. I że to przegrana, która daje mu więcej szczęścia niż jakiekol...