Hazel
Czasami zdarza się, że człowiek zupełnym przypadkiem trafia na historie, które trafiają go prosto w serce. Tak było ze mną, z opowieścią Johna Greena "Gwiazd naszych wina" i z filmem nakręconym na jej podstawie. Wszystko zaczęło się od trailera. Później była książka, a na końcu film. Film, który na zawsze zapadł mi w pamięć.
Hazel Lancaster ma szesnaście lat i... umiera. Rak sieje spustoszenie w
jej organizmie, a płuca odmawiają współpracy. Właśnie dlatego
nieodłącznym towarzyszem dziewczyny jest Philip, butla z tlenem.
Zmuszona do uczestnictwa w grupie wsparcia, Hazel nieoczekiwanie spotyka
Augustusa Watersa. Chłopaka, który na zawsze odmieni jej życie.
Wbrew pozorom to nie jest film o umieraniu. To opowieść o radości życia,
o łapaniu ulotnych chwil. Życie z wyrokiem śmierci nie jest łatwe, ale
nie jest też niemożliwe. Dzięki Augustusowi, Hazel powoli wychodzi ze
swojej skorupy i uczy się żyć - najpełniej i najpiękniej, jak się da.
Zarówno książka, jak i film, oswajają raka. Pokazują życie z chorobą.
Odchodzenie. I ból, z jakim muszą zmierzyć się ci, którzy pozostają.
"Świat nie jest instytucją zajmującą się spełnianiem życzeń."
"Gwiazd naszych wina" wywołuje wielkie emocje. Zaczęłam płakać po
jakichś 20 minutach od rozpoczęcia i nie przestałam do samego końca.
Główni bohaterowie sprawdzili się w stu procentach. Shailene Woodley i
Ansel Elgort jako Hazel i Augustus dali prawdziwy popis swoich
aktorskich umiejętności. Byli prawdziwi, przejmujący, chwytający za
serce. Oprócz samej fabuły olbrzymim plusem jest muzyka. "All Of The
Stars" Eda Sheerana leci na sam koniec filmu, gdy pojawiają się napisy, a
ty nie jesteś w stanie się podnieść. Tylko siedzisz, wciąż zatopiony w
historii Hazel i Gusa, a po twojej twarzy płyną łzy. I nawet kinowe
światła nie ośmielają się zapalić...
"Gwiazd naszych wina" to niezwykła opowieść o tym, jak ważne jest "tu i teraz". Jak istotne jest przeżycie swojego życia najpełniej, jak to tylko możliwe. Najodważniej. Ta historia pokazuje, że nie należy się bać swoich marzeń. Że trzeba mieć odwagę, by po nie sięgnąć. Nikt z nas nie wie, ile czasu mu jeszcze pozostało. Dlatego postarajmy się wyciskać z życia wszystko. Bo tylko to jest ważne. Dziś jesteś, jutro już może cię nie być...
"Niektóre nieskończoności są większe od innych. (...)
W ciągu tych nielicznych dni dałeś mi prawdziwą wieczność."
***
Książkę czytałam dawno, dawno temu. Prawdopodobnie (zakrawając o pewne) będąc jeszcze w gimnazjum. Pamiętam, że książka zrobiła na mnie duże wrażenie, podobnie jak ekranizacja. Z perspektywy czasu książkę uważam, za zwyczajnie dobrą, choć nie złą. Nie rozumiem też tego modnego teraz hejtu na Greena. Owszem, jego książki nie są wybitne, ale są skierowane głównie do młodych, to do nich mają przemówić, wpoić im pewne prawidła oraz wartości. Chętnie dałabym w przyszłości je moim dzieciom :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam oraz zaczytanego dnia życzę!
dziewczyna z książkami
Nie jestem w temacie jeśli chodzi o hejt na Greena. Wiadomo, że to nie jest literatura dla bardzo wymagających czytelników, ale tak jak piszesz ma trafiać do konkretnej grupy odbiorców. I moim zdaniem na tym polu się sprawdza. Mnie Gwiazd naszych wina chwyciło za serce, choć do wieku nastoletniego już mi daleko. Ale ze mnie jest bardzo wrażliwy człowiek :)
Usuń