Przejdź do głównej zawartości

"Collide" Gail McHugh


"Czasami niewłaściwe rzeczy prowadzą nas do właściwych ludzi."


Poukładany świat Emily nagle się zawalił, gdy miała niewiele ponad 20 lat. Śmierć matki i nieoczekiwana przeprowadzka do tętniącego życiem Nowego Jorku to zmiana, z którą dziewczynie ciężko sobie poradzić. Jednak jest przy niej jej chłopak, Dillon, dobry, czuły i kochający. Przynajmniej do czasu. W wielkim mieście życie jest zupełnie inne niż to, które Emily znała do tej pory. Ale nawet w najśmielszych snach dziewczyna nie przypuszcza, że na jej drodze stanie ktoś taki jak Gavin Black. Oszałamiająco przystojny, bogaty i o bardzo, bardzo złej reputacji... Pierwsze spotkanie tej dwójki sprawi, że już nic nie będzie takie samo, a życie obojga z dnia na dzień mocno się skomplikuje.

"Collide" zapowiadała się na typowy, dość lekki romans. Opis na okładce świadczył wręcz o erotyku. Dlatego mocno zdziwiłam się odkrywając, że ta książka ma w sobie coś więcej. Z pozoru oklepany, miłosny trójkąt okazał się podstawą do podjęcia przez autorkę trudnego tematu przemocy wobec kobiet. Gail McHugh bardzo dobrze udało się oddać to, jak bardzo ofiara uzależnia się od swojego kata i jak łatwo nią manipulować. Początkowo opiekuńczy Dillon stopniowo pokazuje swoją prawdziwą naturę. Widzą to wszyscy oprócz samej Emily, która zawsze znajduje dla niego jakieś wytłumaczenie. I pewnie nadal miałaby klapki na oczach, gdyby nie Gavin. Mimo opinii playboya zmieniającego kobiety jak rękawiczki, ten młody milioner okazuje się bardzo interesującym człowiekiem. Szarmancki, nieco ironiczny, jest zupełnie inny niż goniący za pieniędzmi Dillon. Jego chłopięcy uśmiech i ból, wypełniający momentami jego niebieskie oczy, nie pozwalają Emily zapomnieć. Czy dziewczyna znajdzie w sobie odwagę, by zamiast rozumu posłuchać serca i zawalczyć o swoje szczęście?

Mimo kilku słabszych, czasami wręcz nudnych momentów "Collide" okazała się interesującą książką. Chwilami trzymała w napięciu jak dobry thriller! Zakończenie również jest mocnym punktem, zaskakującym i urywającym historię w najmniej oczekiwanym momencie. Styl Gail McHugh jest lekki, choć przeskakująca między bohaterami trzecioosobowa narracja chwilami była męcząca. Ogólnie jestem jednak mile zaskoczona i czekam na kontynuację, "Pulse", która na polskim rynku ukaże się już we wrześniu.


Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: czerwiec 2015
Liczba stron: 368

Komentarze

  1. Bardzo intensywnie zastanawiam się nad tą pozycję. Potrzebuje ostatnimi czasy czegoś lekkiego, więc być może przy następnym zamówieniu pokuszę się o dodanie jej do koszyka! :)
    http://zagoramiksiazek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako lektura na letni wieczór sprawdzi się idealnie :)

      Usuń
  2. Na samym początku muszę napisać, że nie wiem czemu do tej pory nie zaobserwowałam Twojego bloga, ale już to zmieniam, bo bardzo dobrze czytało mi się powyższą recenzję (już nie wspomnę o tym, jak urzekające jest to zdjęcie... kocham słoneczniki!).
    Co do samej książki... Mam mieszane uczucia. Z jednej strony coś mnie do niej przyciąga, lecz z drugiej nie jestem pewna. Chyba na razie przeczekam i zobaczę, może sięgnę. :)
    Pozdrawiam
    A.

    http://still-changeable.blogspot.com - będzie mi miło, jeśli zajrzysz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) ja też uwielbiam słoneczniki :) Pozdrawiam.

      Usuń
  3. A ja się nie skusiłam na tę powieść. Żałuję, ale może sama sobie ją kupię niebawem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja sama nie wiem co mnie skusiło, może ta biała koszula i tak podwinięte rękawy na okładce ;) "Collide" idealna nie jest, ale warto poświęcić jej czas.

      Usuń
  4. Już jestem po lekturze ;) Mam podobne zdanie! :D Coś mnie w tej książce urzekło, mimo iż idealna nie jest..
    PS.: Śliczne zdjęcie.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja chciałam zapytać czy te wszystkie książki kupujesz ? Czy masz w okolicy takie miejsce, które posiada te wszystkie pozycje ?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego nie musisz kończyć każdej książki? Odzyskaj swoją czytelniczą wolność!

Są książki, które pochłaniamy z drżącymi rękami, jakby świat miał się skończyć, zanim przewrócimy ostatnią stronę. Ale są też takie, które czytamy z wysiłkiem – zdanie po zdaniu. Wmawiamy sobie, że "może się rozkręci", że "skoro już tyle przeczytałam, to szkoda przerywać", albo że "przecież ktoś to kiedyś uznał za arcydzieło". Ile razy tkwiliśmy w opowieściach, które nie dawały nam nic poza frustracją? Ile razy próbowaliśmy "wcisnąć się" w słowa jak w zbyt ciasny garnitur – niewygodny, nie nasz, ale przecież "elegancki", "polecany", "uznany"? Czas powiedzieć to głośno: nie musisz kończyć każdej książki . Nie jesteś zobowiązana wobec autora. Ani wobec recenzji, które miały pięć gwiazdek. Ani wobec siebie z przeszłości, która z entuzjazmem wyjęła tę książkę z półki i postanowiła dać jej szansę. Książki są jak rozmowy Wyobraź sobie. Nie z każdą osobą prowadzisz rozmowę do samego końca. Czasem już po kilku zdaniach czuje...

Czy Instagram nie zabił rzetelnych opinii? Moja perspektywa

Zadaję sobie to pytanie coraz częściej. Odkąd z końcem marca wróciłam do pisania o książkach – tak naprawdę, spokojnie, z myślą, bez presji lajków – czuję coraz wyraźniej, że dla mnie wciąż najcenniejszym miejscem rozmowy o literaturze jest blog. Miejsce, gdzie słowo może wybrzmieć do końca. Gdzie można napisać więcej niż trzy zdania. Gdzie treść nie musi tańczyć przed okiem algorytmu, by zostać zauważona. Bo Instagram, choć pełen pięknych kadrów, zachwycających półek i okładek, które aż proszą się o zdjęcie, coraz częściej przypomina mi teatr iluzji. Świat, w którym książki muszą być "ładne", by zasłużyć na uwagę. Świat, w którym estetyka wygrywa z wartością. 📸 Gdzie kończy się pasja, a zaczyna strategia? Czasem zastanawiam się, czy niektóre książki zyskują popularność tylko dlatego, że dobrze prezentują się na zdjęciach. Bo mają złocenia, bo ich kolory są spójne z feedem, bo da się je ładnie sfotografować z kawą i świeczką. I czy w tym całym wizualnym hałasie nie giną cich...

Recenzja: „Phantasma” Kaylie Smith - gotycka uczta zmysłów, która uzależnia!

To nie tylko jedna z najlepszych książek fantasy, jakie przeczytałam w tym roku. To gotycka uczta zmysłów i emocji – mroczna, gęsta od napięcia, brutalna, zmysłowa i absolutnie uzależniająca. Wchodząc do świata Phantasmy , czułam się, jakbym przekraczała próg nawiedzonego dworu – razem z Ophelią, która z pozoru wydaje się krucha, przytłoczona OCD i ciężarem przeszłości… a potem, z każdą kolejną próbą, staje się coraz bardziej nieugiętą, świadomą siebie kobietą. Nieidealną – i właśnie dlatego tak prawdziwą. Jej wewnętrzna walka, głos cienia, potrzeba kontroli – to wszystko nie znika, ale zmienia się razem z nią. Dojrzałość w wersji dark fantasy? W punkt! Siostrzane więzi i rodzinne cienie Na osobną uwagę zasługuje relacja z jej młodszą siostrą Genevieve – impulsywną, nieprzewidywalną, ale też poruszająco naiwną. To właśnie siostrzana więź, złożona z winy, strachu i głębokiej miłości, staje się dla Ophelii głównym motorem działania. A cień po zmarłej matce – nie tylko ten dosłowny...