Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Mrówki w płonącym ognisku" Teresa Oleś-Owczarkowa



Autor: Teresa Oleś-Owczarkowa
Tytuł: "Mrówki w płonącym ognisku"
Wydawnictwo: Wydawnictwo M
Data wydania: sierpień 2013
Liczba stron: 252

Dzieciństwo. Chwile, które dawno minęły. Miejsca, które już nie istnieją. Chyba każdy z nas ma takie wspomnienia, do których często wraca. Wspomnienia związane z osobami, z miejscami, z wydarzeniami. Również autorka książki "Mrówki w płonącym ognisku" wraca myślami do swojego dzieciństwa, spędzonego na wsi u ukochanej babci.

Z jej wspomnień wyjawia się obraz wsi, której już nie ma. Takiej, gdzie życie toczy się spokojnym, utartym torem. Pełnej spracowanych, pobożnych ludzi, którzy są wdzięczni za wszystko, co mają. Ten dawny świat oglądamy oczami kilkuletniej dziewczynki, Tereni. Wędrujemy wraz z nią po urokliwej wiosce i zachodzimy do zawsze gościnnych domów sąsiadów. Poznajemy historie z życia mieszkańców, zarówno te wesołe, jak i smutne. Gdzieniegdzie przewijają się dawne zwyczaje, związane choćby z weselem i przenosinami pana młodego do panny młodej czy wieczornym darciem pierza. Autorka wraca myślami również do smaków dzieciństwa - chleba cioci Róży, jedzonego z cukrem i gotowanej kapusty.

Dawna wieś to bardzo specyficzne miejsce, ze zżytą społecznością, wiedzącą o sobie niemal wszystko. Sąsiedzi wzajemnie osądzali swoje życiowe wybory, niejednokrotnie uważając, że doskonale wiedzą, co było przyczyną czyjegoś niepowodzenia. Mimo wszystko panowała zażyłość i pomagano sobie wzajemnie. Powszechna bieda sprawiła, że nie było zawiści, ludzie byli bardziej życzliwi, choć nieufni w stosunku do obcych. Sama Tereska musiała zacząć mówić miejscową gwarą i chodzić w trzewiczkach lub boso, aby miejscowi chłopcy ją zaakceptowali. Dzieci, jeśli nie pomagały w gospodarstwie, całymi dniami biegały, wymyślając sobie zabawy. Nikt ich nie przeganiał, nigdy im się nie nudziło. Całe umorusane, ale szczęśliwe, nie potrzebowały cudów techniki, by dobrze się bawić. Dorośli zaś pracowali przez cały tydzień, w sobotę kto mógł, ten szedł na zabawę, a w niedzielę świętowano i odpoczywano. 

Wiara towarzyszyła ludziom na każdym kroku. W domu babci Tereni wisiał obraz Matki Boskiej z zasuszonymi ziołami, a każdego wieczora dziewczynka wraz z babcią klękała do modlitwy. Ze wspomnień autorki wyłania się obraz jej babci jako kobiety prostej, ale pełnej życiowej mądrości, którą starała się przekazać wnuczce. Z pewnością wpoiła jej ona pewne wartości, które z czasem ją ukształtowały.

Wspomnienia nie są chronologiczne, część z nich opowiada sama autorka, a część jest zasłyszana z ust innych. Przewija się jej dzieciństwo, jak i chwile obecne, a także relacje dotyczące lat wojny i okupacji. W to wszystko wplecione są ludowe przyśpiewki, modlitwy i nieużywane już dziś zwroty językowe. Wzmacnia to przekaz płynący z książki i czyni go bardziej realnym i przystępnym. Filozoficzne rozważania sprawiają, że książka staje się relacją ze zmieniającego się świata. Teresa Oleś-Owczarkowa jest wnikliwym obserwatorem i w ciekawy sposób dzieli się swoimi myślami dotyczącymi człowieka, wierzeń pogańskich i religii chrześcijańskiej, czy nawet wszechświata. I choć podczas czytania nie zawsze zgadzałam się z punktem widzenia autorki, muszę przyznać, że było to interesujące doświadczenie.

Dziś Blanowice są dzielnicą Zawiercia, a nie małym, urokliwym zakątkiem położonym nad przejrzystą, wartko płynącą Strugą. Nie ma już drewnianych chat krytych strzechą. Nie ma ludzi siadających przed domami, śpiewających przy pracy. Środkiem drogi nie wędrują gęsi. Ale ten czar dawnych dni i polskiej wsi żyje jeszcze w wielu sercach i wspomnieniach. Dobrze, że powstają takie publikacje. Dzięki nim można zrozumieć, że świat nie zawsze był opanowany przez technologie, a życie płynęło w zupełnie innym rytmie. 

Na koniec cytat z piosenki Sylwii Grzeszczak "Najprzytulniej", która w czasie lektury "Mrówek w płonącym ognisku" cały czas przychodziła mi na myśl. Myślę, że świetnie oddaje charakter tej książki.

"Najprzytulniej tam, gdzie już nie ma nas
Miejsca, które skrył pod skrzydłami czas
To co było trwa, nikt nam nie zabierze wspomnień"


Komentarze

  1. Cieszę się, że i Tobie przypadła do gustu ta książka. Uważam, że autorka napisała naprawdę ciekawy utwór, pokazując to, jak dawniej było, a to, jak teraz jest. Sądzę, że tę książkę powinno przeczytać jak najwięcej osób. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobrze mi się czytało :) I cieszę się, że jeszcze powstają takie książki, przypominające o tym, że świat nie zawsze tak pędził, a jego piękno tkwiło w prostocie i cykliczności życia.

      Usuń
  2. Mnie się książka bardoz podobała, refleksyjna i uczuciowa :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: „Efekt pandy" Marta Kisiel - gdy wyjazd do spa zamienia się w chaos

Jeśli Dywan z wkładką był cudownie absurdalnym połączeniem rodzinnego chaosu i kryminału, to Efekt pandy udowadnia, że nawet w spokojnym spa można wpaść w sam środek zamieszania. Gdziekolwiek bowiem pojawia się rodzina Trawnych, spokój staje się pojęciem czysto teoretycznym. Tym razem Marta Kisiel wysyła swoje bohaterki do spa – w składzie gwarantującym wybuchową mieszankę: Tereska, Mira, Zoja, Pindzia i niezapomniana Briżit. Matka Tereski to kobieta z klasą, temperamentem i językiem, którego nie sposób sklasyfikować. Mieszanka polskiego, francuskiego i rosyjskiego brzmi w jej ustach jak osobna, absolutnie niepowtarzalna symfonia. Każda scena z Briżit to perełka pełna wdzięku, chaosu i czystej błyskotliwości. Cały ten wyjazd to girl power w najczystszej postaci. Kobiety różnych pokoleń, każda z własnym bagażem emocji i doświadczeń, razem tworzą drużynę, którą chce się mieć po swojej stronie w każdej życiowej katastrofie (i podczas masażu tajskiego). Kisiel bawi się konwencją, żongluj...

Miłość w Wiedźminie

„Pochyliła się nad nim, dotknęła go, poczuł na twarzy muśnięcie jej włosów pachnących bzem i agrestem i wiedział nagle, że nigdy nie zapomni tego zapachu, tego miękkiego dotyku, wiedział, że nigdy już nie będzie mógł ich porównać z innym zapachem i innym dotykiem.

Recenzja: "Wroniec" Jacek Dukaj

Autor: Jacek Dukaj Tytuł: "Wroniec" Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie Data wydania: listopad 2009 Liczba stron: 248 Do poczytania twórczości Jacka Dukaja przymierzałam się już od lat. I wczoraj właśnie nadszedł ten moment. Wzięłam "Wrońca" z półki i zaczęłam czytać. I nagle wylądowałam w 1981 roku, w samym środku mroźnej, grudniowej nocy. Adaś to główny bohater tej bajki, która nie zdarzyła się naprawdę. Adaś ma kilka lat. Mieszka z mamą, tatą, siostrzyczką, babcią i wujkiem w dużym mieście nad rzeką. Często wygląda przez okno, obserwując robotników chodzących po dachach bloków i przyglądając się telewizorom migającym w oknach innych mieszkań. Ale pewnej nocy jego życie się zmienia. Do mieszkania przylatuje wielki Wroniec, który porywa tatę Adasia i rani mamę. Babcia woła na pomoc sąsiada z dołu i prosi, żeby zabrał do siebie chłopca. Tej samej nocy babcia, siostrzyczka i wujek również znikają, a Adaś i Pan Beton m...