Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Po trzecie dla zasady" Janet Evanovich


Autor: Janet Evanovich
Tytuł: "Po trzecie dla zasady"
Tytuł oryginału: "Three to Get Deadly"
Cykl: Stephanie Plum
Tom: 3
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: sierpień 2012
Liczba stron: 432

Ponieważ lada moment wychodzi piąty tom przygód Śliwki, postanowiłam jak najszybciej nadrobić zaległości. I muszę przyznać, że chwile spędzane na poznawaniu kolejnych perypetii Stephanie są coraz przyjemniejsze.

Tym razem Steph musi znaleźć Mosesa Bedemiera, który nie stawił się na rozprawę. A Moses jest uwielbianym przez wszystkich Wujaszkiem Mo, prowadzącym sklep ze słodyczami. To naprawdę twardy orzech do zgryzienia - jak odnaleźć Wujaszka, nie ściągając przy tym na siebie gniewu całego Grajdoła? Stephanie przekonuje samą siebie, że nikt nie stoi ponad prawem i nie stawienie się w sądzie w wyznaczonym terminie czyni z Mosesa zbiega, a ona jako łowca nagród ma obowiązek go znaleźć. 

Jakby tego było mało, sprawy się komplikują. Mo znika, a za nim gęsto ścielą się ciała kolejnych narkotykowych dealerów. Frustracja Steph narasta, gdy jej nowe auto ciągle gaśnie, pościg za kolejnym zbiegiem sprawia, że jej włosy przybierają pomarańczowy odcień, a sytuacja między nią a Morellim staje się co najmniej dziwna. Szalę goryczy przelewa grożenie śmiercią jej ukochanemu chomikowi, Reksowi. 

Śliwka bierze się w garść, trenuje z Komandosem, kupuje kamizelkę kuloodporną i wyciąga spluwę ze słoika z ciasteczkami. I w końcu nie zapomina o jej naładowaniu. Czas odnaleźć Wujaszka Mo, choćby dla zasady.

Tak jak w przypadku poprzednich tomów, dałam się wciągnąć bez reszty. Dynamiczna, pełna nieoczekiwanych zwrotów akcja i wylewający się z kart książki humor to mocne punkty trzeciej części. Do tego dochodzą rewelacyjni bohaterowie, zwłaszcza Lula, która wysunęła się na pierwszy plan. Jej próby udowodnienia, że nadaje się na łowcę nagród wywoływały we mnie zupełnie niekontrolowane napady śmiechu. Coraz mocniejsza przyjaźń Stephanie i Komandosa i coraz dziwniejsze relacje Stephnie z Morellim urozmaicały akcję, a szalona rodzinka Śliwki również dorzuciła swoje trzy grosze. 

Lekki styl Janet Evanovich i świetne tłumaczenie Dominiki Repeczko całkowicie przypadły mi do gustu i muszę przyznać, że z każdym kolejnym tomem coraz bardziej uwielbiam ten cykl. Serdecznie polecam zapoznanie się ze Stephanie Plum, a sama lada moment zabieram się za czwarty tom.


Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Fakt, najmniej udana, ale i tak lepsza niż w pierwotnym założeniu ;)

      Usuń
  2. Ja oglądałam pierwszą część w kinie i nie byłam zachwycona... Chyba zrobię to ponownie, jesli będę chciała sięgnąć ponownie, by zobaczyć, czy to w ogóle ma jakiś sens. Wszyscy zachwalają książkę, a film był naprawdę przeciętny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film niestety jest dużo gorszy od książki. Wiele wątków jest pominiętych i jeśli się nie czytało, ciężko zrozumieć o co chodzi w niektórych momentach. A całą książkową serię jak najbardziej polecam, naprawdę można się pośmiać :)

      Usuń
  3. cała seria zbiera pochlebne recenzje
    więc może w swoim czasie i ja sięgnę po książki :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego nie musisz kończyć każdej książki? Odzyskaj swoją czytelniczą wolność!

Są książki, które pochłaniamy z drżącymi rękami, jakby świat miał się skończyć, zanim przewrócimy ostatnią stronę. Ale są też takie, które czytamy z wysiłkiem – zdanie po zdaniu. Wmawiamy sobie, że "może się rozkręci", że "skoro już tyle przeczytałam, to szkoda przerywać", albo że "przecież ktoś to kiedyś uznał za arcydzieło". Ile razy tkwiliśmy w opowieściach, które nie dawały nam nic poza frustracją? Ile razy próbowaliśmy "wcisnąć się" w słowa jak w zbyt ciasny garnitur – niewygodny, nie nasz, ale przecież "elegancki", "polecany", "uznany"? Czas powiedzieć to głośno: nie musisz kończyć każdej książki . Nie jesteś zobowiązana wobec autora. Ani wobec recenzji, które miały pięć gwiazdek. Ani wobec siebie z przeszłości, która z entuzjazmem wyjęła tę książkę z półki i postanowiła dać jej szansę. Książki są jak rozmowy Wyobraź sobie. Nie z każdą osobą prowadzisz rozmowę do samego końca. Czasem już po kilku zdaniach czuje...

Recenzja: „Phantasma” Kaylie Smith - gotycka uczta zmysłów, która uzależnia!

To nie tylko jedna z najlepszych książek fantasy, jakie przeczytałam w tym roku. To gotycka uczta zmysłów i emocji – mroczna, gęsta od napięcia, brutalna, zmysłowa i absolutnie uzależniająca. Wchodząc do świata Phantasmy , czułam się, jakbym przekraczała próg nawiedzonego dworu – razem z Ophelią, która z pozoru wydaje się krucha, przytłoczona OCD i ciężarem przeszłości… a potem, z każdą kolejną próbą, staje się coraz bardziej nieugiętą, świadomą siebie kobietą. Nieidealną – i właśnie dlatego tak prawdziwą. Jej wewnętrzna walka, głos cienia, potrzeba kontroli – to wszystko nie znika, ale zmienia się razem z nią. Dojrzałość w wersji dark fantasy? W punkt! Siostrzane więzi i rodzinne cienie Na osobną uwagę zasługuje relacja z jej młodszą siostrą Genevieve – impulsywną, nieprzewidywalną, ale też poruszająco naiwną. To właśnie siostrzana więź, złożona z winy, strachu i głębokiej miłości, staje się dla Ophelii głównym motorem działania. A cień po zmarłej matce – nie tylko ten dosłowny...

Czy Instagram nie zabił rzetelnych opinii? Moja perspektywa

Zadaję sobie to pytanie coraz częściej. Odkąd z końcem marca wróciłam do pisania o książkach – tak naprawdę, spokojnie, z myślą, bez presji lajków – czuję coraz wyraźniej, że dla mnie wciąż najcenniejszym miejscem rozmowy o literaturze jest blog. Miejsce, gdzie słowo może wybrzmieć do końca. Gdzie można napisać więcej niż trzy zdania. Gdzie treść nie musi tańczyć przed okiem algorytmu, by zostać zauważona. Bo Instagram, choć pełen pięknych kadrów, zachwycających półek i okładek, które aż proszą się o zdjęcie, coraz częściej przypomina mi teatr iluzji. Świat, w którym książki muszą być "ładne", by zasłużyć na uwagę. Świat, w którym estetyka wygrywa z wartością. 📸 Gdzie kończy się pasja, a zaczyna strategia? Czasem zastanawiam się, czy niektóre książki zyskują popularność tylko dlatego, że dobrze prezentują się na zdjęciach. Bo mają złocenia, bo ich kolory są spójne z feedem, bo da się je ładnie sfotografować z kawą i świeczką. I czy w tym całym wizualnym hałasie nie giną cich...