Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Dzieci szczęścia" Hermann Scherer



Autor: Hermann Scherer
Tytuł: "Dzieci szczęścia"
Tytuł oryginału: "Glückskinder"
Wydawnictwo: Gall
Data wydania: maj 2012
Liczba stron: 256

Zacznę ostrzej... Nie ukrywam, że pierwsze kilka stron "Dzieci szczęścia" odrzuciło mnie od tej książki. Autor mówi o sobie, o sobie i jeszcze raz o sobie. Nie należę jednak do osób, które nie docierają do końca i dobrze zrobiłem. Ksiazka jest genialna! Zawsze w czasie czytania oznaczam sobie ciekawe cytaty i fragmenty. W "Dzieciach szczęścia" praktycznie na każdej stronie znalazłem jeden lub więcej takich fragmentów.

Generalnie trudno powiedzieć o czym dokładnie są "Dzieci szczęścia". Wydaje mi się, że są o pewnej postawie wobec życia, o zachłanności w dążeniu do marzeń. Sam autor stwierdza, że jak zaczynał ją pisać nie wiedział jaką formę przybierze i o czym będzie. Wiedział, że musi zrobić coś nowego. W sercu czuł, że to jest właściwy moment, żeby to zrobić.

Książka jest zbiorem przemyśleń autora na temat szczęśliwego życia, wolnego tempa (wolnego w sensie nie narzucanego przez siły zewnętrzne), przemyśleń o życiu, w którym robimy to co chcemy i jest nam z tym dobrze, życiu w którym marzenia stają się celami, które prędzej czy później osiągamy.

Przemyślenia poprzeplatane są przykładami, historiami z życia samego autora, ale również ludzi, ktorzy nie bali się robić tego na co mieli ochotę, którzy zrzucili wiążące ich łańcuchy ograniczeń, ograniczeń istniejących w naszych głowach.

Wiele z historii, przykładów robi ogromne wrażenie i na długo zapada w pamięć. Dla mnie bardzo ciekawy był opis pobytu w klasztorze i wyciszania się pod okiem mistrza zen oraz historia dwóch hiszpańskich kloszardów, którzy sami wybrali sposób na swoje życie.

Niektóre twierdzenia i historie są dość kontrowersyjne. O ile rozumiem ruszanie na podbój świata bez bagażu i wiążących nas obciążeń to nie jestem w stanie pogodzić się z traktowaniem innych, bliskich nam osób jako takiego bagażu. Z takich "wzburzających" fragmentów zapadły mi szczególnie w pamięć: rozmowa z partnerką autora na balkonie o uczuciach w ich związku oraz historia wynalezienia szczepionek, w której mowa jest o ryzykownych eksperymentach na małych, zdrowych dzieciach.

Odniosę się jeszcze do samego wydania. Okładka książki jest bardzo estetyczna. Biel i przełamujące ją kolory tytułu wyglądają bardzo nowocześnie i przywodzą na myśl stylistykę firmy Apple. We wnętrzu też spotykamy nietypowe rozwiązania takie jak: druk brązową czcionką (bardzo ciekawy efekt), wyeksponowane "cytaty na marginesie" w języku polskim i niemieckim (prawdopodobnie zbędne dla polskiego czytelnika, ale wyróżniające tą pozycję na tle innych) oraz proste obrazki odnoszące się do treści.

Podsumowując. Tak jak napisałem na początku książka jest genialna. Napełnia człowieka energią i nakłania do podejmowania odważnych życiowych decyzji. Wiem, że jeszcze do niej wrócę.

Ps. Na końcu książki są fragmenty zapowiedzi następnych pozycji z tej serii. Na podstawie fragmentów wygląda, że będą one co najmniej tak dobre jak "Dzieci szczęścia"... jeżeli nie lepsze. Już nie mogę się doczekać.


Dla zainteresowanych fragment książki: "Dzieci szczęścia" - fragment

Komentarze

  1. Dziękujemy za szczerą i obiektywną recenzję. Polecamy się z z kolejnymi publikacjami. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku czytania tej książki, myślałam że chętnie bym skopała autora. Dopiero z czasem się do niego przekonałam. To prawda, że ciężko powiedzieć o czym ta książka jest. Jednak zapada w pamięć i wiele można z niej wynieść. Lubię tę pozycję. Herman Scherer jest ekscentryczny i nie ze wszystkim się zgadzam, jednak z ciekawością czytałam to, co miał do powiedzenia. Z pewnością całkowicie wyleczył mnie z perfekcjonizmu :) Mnie też trochę zdenerwowało, że potrafił tak przedmiotowo podejść do ludzi.

    PS. Świetny blog. Bardzo mi się tutaj podoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny i dobre słowo.

      Co do książki to faktycznie wzbudza skrajne emocje, ale chyba o to chodziło autorowi. Warto ją jednak przeczytać.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. wypociny ateisty, straszna!!!!!!!!!!!!nie polecam!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to kwestia naszego indywidualnego "progu bólu" związanego z kwestiami, o których pisze autor. Książka ma nasz zmusić do zmian, a jak lepiej tego dokonać jak nie wzbudzając emocje?

      Usuń
    2. Pracujesz w konkurencji czy nie czytałeś jej wcale?

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego nie musisz kończyć każdej książki? Odzyskaj swoją czytelniczą wolność!

Są książki, które pochłaniamy z drżącymi rękami, jakby świat miał się skończyć, zanim przewrócimy ostatnią stronę. Ale są też takie, które czytamy z wysiłkiem – zdanie po zdaniu. Wmawiamy sobie, że "może się rozkręci", że "skoro już tyle przeczytałam, to szkoda przerywać", albo że "przecież ktoś to kiedyś uznał za arcydzieło". Ile razy tkwiliśmy w opowieściach, które nie dawały nam nic poza frustracją? Ile razy próbowaliśmy "wcisnąć się" w słowa jak w zbyt ciasny garnitur – niewygodny, nie nasz, ale przecież "elegancki", "polecany", "uznany"? Czas powiedzieć to głośno: nie musisz kończyć każdej książki . Nie jesteś zobowiązana wobec autora. Ani wobec recenzji, które miały pięć gwiazdek. Ani wobec siebie z przeszłości, która z entuzjazmem wyjęła tę książkę z półki i postanowiła dać jej szansę. Książki są jak rozmowy Wyobraź sobie. Nie z każdą osobą prowadzisz rozmowę do samego końca. Czasem już po kilku zdaniach czuje...

Recenzja: „Phantasma” Kaylie Smith - gotycka uczta zmysłów, która uzależnia!

To nie tylko jedna z najlepszych książek fantasy, jakie przeczytałam w tym roku. To gotycka uczta zmysłów i emocji – mroczna, gęsta od napięcia, brutalna, zmysłowa i absolutnie uzależniająca. Wchodząc do świata Phantasmy , czułam się, jakbym przekraczała próg nawiedzonego dworu – razem z Ophelią, która z pozoru wydaje się krucha, przytłoczona OCD i ciężarem przeszłości… a potem, z każdą kolejną próbą, staje się coraz bardziej nieugiętą, świadomą siebie kobietą. Nieidealną – i właśnie dlatego tak prawdziwą. Jej wewnętrzna walka, głos cienia, potrzeba kontroli – to wszystko nie znika, ale zmienia się razem z nią. Dojrzałość w wersji dark fantasy? W punkt! Siostrzane więzi i rodzinne cienie Na osobną uwagę zasługuje relacja z jej młodszą siostrą Genevieve – impulsywną, nieprzewidywalną, ale też poruszająco naiwną. To właśnie siostrzana więź, złożona z winy, strachu i głębokiej miłości, staje się dla Ophelii głównym motorem działania. A cień po zmarłej matce – nie tylko ten dosłowny...

Recenzja: „Tajne przez poufne” Magdalena Winnicka - od zgrzytu do mini-zawału z zachwytu!

Bywają takie książki, które zaczynają się od zgrzytu… a kończą nerwowym przewracaniem ostatniej strony i cichym „pani Autorko, jak mogła pani tak zrobić?”. Tak właśnie było z drugim tomem przygód Krystiana i Sary. Początek? Przyznam szczerze – miałam chwilę zwątpienia. Krystian, nasz zimnokrwisty major ABW, zachowuje się jak ktoś, kto chwilowo zostawił mózg we Wrocławiu. Halo, panie majorze – co się stało z twoją żelazną logiką i dystansem? Ale potem... zaskoczyło. I to tak, że przepadłam. Wystarczyło kilkadziesiąt stron, by historia znów mnie porwała – tym razem w upalne rejony Turcji, gdzie nie tylko temperatura, ale i napięcie między bohaterami sięga zenitu. Sara małymi, pozornie niewinnymi krokami zaczyna wchodzić w życie Krystiana. Nie na siłę, nie gwałtownie – tylko z czułością i uporem, który kruszy nawet najbardziej opancerzone serce. A Krystian? Choć udaje, że jeszcze walczy, widać, że przegrał tę bitwę dawno temu. I że to przegrana, która daje mu więcej szczęścia niż jakiekol...