Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Blondynka w Chinach" Beata Pawlikowska



Autor: Beata Pawlikowska
Tytuł: "Blondynka w Chinach"
Wydawnictwo: G+J, National Geographic
Data wydania: maj 2012
Liczba stron: 300

Bardzo lubię Beatę Pawlikowską za radosne, optymistyczne podejście do życia. Takie też są jej książki. Nie ma w nich relacji z muzeów, są za to obserwacje ludzkiego życia, kultury i tradycji w różnych zakątkach świata.

"Blondynka w Chinach" nieco zmieniła moje postrzeganie tego komunistycznego Państwa Środka. Obraz Chin, jaki przebija się z kart książki, różni się od medialnych przekazów. Oczywiście rzeczywistość nie jawi się w barwach różu, ale żyją tam również szczęśliwi ludzie. 

Niezwykle ciekawe były dla mnie wzmianki o starożytnej chińskiej medycynie i kuchni Pięciu Przemian. Bo mieszkańcy Chin wolą zapobiegać niż leczyć, i dlatego odżywiają się tak, aby jak najbardziej, naturalnymi sposobami, wzmocnić organizm i uchronić przed chorobami. Zupełnie inaczej podchodzą do tego tematu ludzie ze Świata Zachodu, którzy faszerują się lekarstwami, nie zwracając zbytnio uwagi na fakt, że im więcej chemii dostarcza się organizmowi, tym bardziej się go zatruwa. Natomiast chińska medycyna opiera się na świadomym przyjmowaniu odpowiedniego pożywienia, zgodnie z zasadą "jesteś tym, co jesz" oraz na wzmacnianiu za pomocą naturalnych ziół.

Zainteresował mnie również język plemienia Naxi, będący najstarszym nieprzerwanie używanym hieroglificznym językiem na świecie. Istnieje od ponad trzech tysięcy lat! I oczywiście herbata, której rodzaje i sposób parzenia opisane są w bardzo barwny i momentami zabawny sposób.

Zabytki też znalazły się w książce. Zakazane Miasto wraz z historią ostatniego cesarza oraz Wielki Mur, fascynująca budowla, która niczym wielki szary smok wije się wśród mgieł i zielonych lasów. Również miastu Lijiang, wpisanemu na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, Beata Pawlikowska poświęciła sporo miejsca. 

Przeraził mnie natomiast Złoty Lotos, czyli idealny kształt stopy, nie mierzącej więcej niż siedem centymetrów. Praktyka łamania i zawijania kości pod spód, a potem obwiązywania bandażami, namoczonymi w specjalnej mieszance ziół i zwierzęcej krwi, jeżyła mi włosy na karku. Na szczęście dziś nie jest to już praktykowane i nie funduje się kobietom cierpień ciągnących się przez całe życie i uniemożliwiających normalne chodzenie. 

"Blondynka w Chinach" przybliża nam głównie chińskie tradycje, z którymi próbowano się rozprawić w czasie Rewolucji Kulturalnej. Po przywództwem Mao Tse-tunga niszczono świątynie, starożytne rękopisy i obrazy, jednak wiele z nich udało się ukryć i ocalić. Książka przybliża również kulturę Chin i zwyczajne ludzie życie. Mamy okazję zajrzeć do malutkich sklepików, w których można kupić dosłownie wszystko, odwiedzić uliczne stoiska, na których sprzedaje się miejscowe przysmaki, czy też sklepy z herbatą.


Wydanie jest bardzo estetyczne. Twarda okładka, przepiękne zdjęcia i zabawne rysunki. Cytaty z dzieł Konfucjusza, Lao Tse, Mao Tse -tunga czy Marco Polo wzbogacają rozdziały i pojawiają się w odpowiednich miejscach, pomagając zrozumieć pewne mechanizmy. Narracja jest lekka, momentami zabawna, a momentami przejmująca i dająca do myślenia. Bardzo polecam!

"Nie martw się. Przestań się martwić o wszystko. Zacznij się cieszyć. Szczęście to najlepsze lekarstwo na świecie."


Fragmenty książki i zdjęcia można znaleźć na stronie autorki - TUTAJ.


"Blondynka..." na Po prostu książki:
2. "Blondynka w Chinach"

Komentarze

  1. Pawlikowską zawsze lubiłam i bardzo cenię ją za książkę "W dżungli życia". Po tę pozycję, którą zrecenzowałaś pewnie też za jakiś czas się zabiorę :)
    Dziękuję za dołączenie do grona obserwujących mojego bloga. Od dziś również będę obserwowała Twojego bloga :)
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna recenzja. Bardzo ciekawią mnie książki podróżnicze Pani Beaty jednak dotychczas żadnej nie miałam okazji przeczytać, ale chyba wreszcie zapoluje na jakąś w bibliotece :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chętnie przeczytam, bo bardzo lubię Pawlikowską.

    OdpowiedzUsuń
  4. Polecam "Blondynkę...", naprawdę wciąga i zaciekawia, odkrywając przed czytelnikami niesamowite zakątki świata :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Również lubię Pawlikowską. Przeczytałam kilka jej książek, ostatnio "Blondynkę na Wyspie Wielkanocnej". A co do Złotego Lotosu to kiedyś czytałam "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz" Lisy See. Autorka sporo miejsca poświęca właśnie opisowi tych okropnych praktyk. Po jej przeczytaniu byłam wstrząśnięta! O Kuchni Pięciu Przemian nigdy nie czytałam, jedynie samo określenie obiło mi się parę razy o uszy. Na koniec dodam, że jestem koneserką herbaty, lubię próbować różnych nowych rodzajów. Byłam też kiedyś na pokazie, na którym prowadząca (akurat nie Chinka, a Japonka) pokazywała cały rytuał związany z zaparzaniem i piciem herbaty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie miałam okazji oglądania na żywo rytuału parzenia herbaty, ale jestem go bardzo ciekawa. To musi być wspaniałe przeżycie.

      A Złoty Lotos przeraził mnie dogłębnie. Ale niestety w większości kultur istnieją takie mroczne i okrutne praktyki.

      Usuń
  6. Beata Pawlikowska często niestety generalizuje i działa zgodnie z zasadą "cudze chwalicie...". Bardzo lubią ją jako osobę i jej książki, ale nie zgadzam się ze wszystkim, co pisze.

    Beata Pawlikowska w "Blondynce w Chinach" zachwycała się np. kuchnią pięciu przemian. A podobne podejście do żywienia św. Hildegarda z Bingen. Ale autorka nigdy tego nie zauważyła. Dla niej cała Europa to zła. Liczy się dla nie tylko to, co obce.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ta książka też czeka w kolejce do przeczytania :))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: "Szczęśliwa siódemka" Janet Evanovich

Autor: Janet Evanovich Tytuł: "Szczęśliwa siódemka" Tytuł oryginału: "Seven Up" Cykl: Stephanie Plum Tom: 7 Wydawnictwo: Fabryka Słów Data wydania: czerwiec 2013 Liczba stron: 416

Recenzja: "Synonim Zła" Ivo Vuco

Autor: Ivo Vuco Tytuł: "Synonim zła" Wydawnictwo: Bellona Data wydania: październik 2012 Liczba stron: 392 Sięgając po pierwszą książkę Ivo Vuco, nie bardzo wiedziałam, czego się spodziewać. Intrygowały mnie jednak słowa autora, umieszczone na okładce: "o zakładniku niespełnionych marzeń."  Bartek "Bart" Shmidt przylatuje do Nowego Jorku w 1997 roku, w pogoni za własnymi marzeniami. Rozpoczyna pracę na budowie, poznaje przyjaciół i wiedzie dość spokojne, choć imprezowe życie. Pewnego dnia jeden z jego kumpli składa mu wizytę i proponuje udział w interesie. Właśnie tak rozpoczyna się dla Bartka najlepszy okres w życiu. Wraz z przyjaciółmi kradnie markowe samochody, na zlecenie ich właścicieli, w celu wyłudzenia odszkodowania z ubezpieczenia.  W międzyczasie poznaje piękną Susanę, córkę wpływowego polityka, i zakochuje się w niej. Życie wydaje mu się cudownym snem, a marzenia, jeśli jeszcze się nie spełniły, są na wyciągnięcie ...

Recenzja: „Dywan z wkładką" Marta Kisiel - plasterek na zszargane nerwy

Poczucie humoru Marty Kisiel jest absolutnie kompatybilne z moim, zresztą tak jest niezmiennie od czasów Dożywocia . I już od pierwszych stron Dywanu z wkładką wiedziałam, że znów przepadnę na dobre. Marta Kisiel serwuje nam bowiem koktajl doskonały: z jednej strony pełnoprawny kryminał z denatem i śledztwem, a z drugiej – cudownie ciepłą i przezabawną opowieść o rodzinie, w której każdy ma swoje dziwactwa, wielkie serce i jeszcze większy talent do pakowania się w kłopoty. W centrum tego chaosu stoi Tereska Trawna – kobieta, której nie da się nie pokochać. To księgowa z duszą perfekcjonistki, zakochana w cyfrach, kawie i kasztankach. Jej uporządkowany świat zasad i tabelek w Excelu wywraca się do góry nogami, gdy spokojne życie zamienia się w scenariusz rodem z Ojca Mateusza skrzyżowanego z Rodzinką.pl . U jej boku stoi mąż Andrzej – istny labrador w ludzkim ciele, wcielenie dobroci i anielskiej cierpliwości. Jest też córka Zoja o błyskotliwym umyśle, pijąca herbatę hektolitrami. C...