Przejdź do głównej zawartości

"Widzę cię" Irene Cao

"W zarysie jego ciała dostrzegam teraz twardość kogoś, kto walczył z cierpieniem, ukrytym i nieusuwalnym - jak tatuaż na jego plecach. 
Lecz w tym dumnym spojrzeniu i uśmiechu, który zdaje się rzucać wyzwanie całemu światu, dostrzegam też głód życia i odwagę kogoś, 
kto nigdy się nie poddał."

Elena Volpe ma dwadzieścia osiem lat i jest restauratorką zabytków. Gdy dostaje zlecenie odrestaurowania fresku w jednym ze starych, weneckich pałaców nie przypuszcza, jak bardzo zmieni się jej życie. Przypadkowo poznany Leonardo Ferrante, znany szef kuchni, wprowadza Elenę w świat, którego nigdy nawet sobie nie wyobrażała. W świat pełen kolorów, smaków, zapachów. W świat, który chłonie się wszystkimi zmysłami.

"Widzę cię" to pierwsza część trylogii stworzonej przez Irene Cao, włoską pisarkę. I to właśnie połączenie Włoch, sztuki i kuchni skłoniło mnie do sięgnięcia po tę książkę. Umieszczenie akcji w Wenecji to pierwszy ogromny plus powieści. Urzekające, pełne turystów miasto ukazane jest oczami jego mieszkanki. Dla Eleny to po prostu dom i gdy wędruje uliczkami miasta czuć, że jest u siebie. Dzięki profesji, którą zajmuje się główna bohaterka, można poczuć też oddech historii w tym pięknym miejscu. A opisy Irene Cao są tak plastyczne, że oczyma wyobraźni można dostrzec każdy detal. I to zarówno w restaurowanym przez Elenę fresku, jak i w samej Wenecji.

"Pierwszy most tego dnia przypomina mi, że dusza tych miejsc tkwi na pewno nie w kamieniu, lecz w wodzie."

Elena jest odludkiem, woli spędzać czas oglądając w domu stare filmy lub zwiedzając muzea niż szaleć po klubach. Ale tak się składa, że jej najlepszą przyjaciółką jest Gaia,  stylistka, dusza towarzystwa. Ta postać na pewno nadała całej książce barw, a jej ekspresja i nieco szalony charakter wniosły na karty książki sporo życia. Jest jeszcze Filippo, z którym Elena przyjaźni się od czasów studenckich. Są tak do siebie podobni, że w pewnej chwili kobiecie zaczyna się wydawać, że łączy ich coś więcej. I właśnie wtedy na jej drodze staje Leonardo. Znany szef kuchni, człowiek czerpiący z życia całymi garściami, a jednocześnie tajemniczy i niezależny, wciąga Elenę w szaleńczą grę. Pożądanie pulsuje między tą dwójką i przyciąga ich jak magnes. Zmysłowość charakteryzuje większość scen między głównymi bohaterami, choć zdarzyły się i takie, które zupełnie nie przypadły mi do gustu. Elena jest bohaterką odbiegającą od schematu pierwszoplanowych postaci z większości powieści erotycznych, ale w pewnym momencie zirytowało mnie, że w tym szaleńczym pędzie zagubiła samą siebie. Leonardo ma w sobie jakiś mrok, przez jego zachowanie czasami przebija się cierpienie, choć z pozoru jest towarzyski i pewny siebie. Na pierwszy rzut oka w ogóle do siebie nie pasują, a jednocześnie mają w sobie coś, co sprawia, że od pierwszego spotkania przypadli mi do gustu. 

Fabuła nie jest jakoś specjalnie oryginalna, ale na szczęście nie mamy tu ani milionera ani pospolitej szarej myszki. Zarówno Elena, jak i Leonardo robią w życiu to, co kochają najbardziej. I robią to z pasją, którą widać od pierwszych stron. Jestem ciekawa, jak dalej potoczy się ich historia. Następnym punktem na mapie trylogii jest Rzym. W wolnej chwili wybierzcie się więc w podróż po pięknych zakątkach Włoch. Nie pożałujecie tych kilku godzin spędzonych w romantycznej Wenecji.

Informacje o książce:
Autor: Irene Cao
Tytuł: "Widzę cię"
Tytuł oryginału: "Io ti guardo"
Cykl: Trylogia zmysłów
Tom: 1
Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: styczeń 2015
Liczba stron: 304

Komentarze

  1. To interesująca trylogia jak widzę. Uwielbiam książki o pasji.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego nie musisz kończyć każdej książki? Odzyskaj swoją czytelniczą wolność!

Są książki, które pochłaniamy z drżącymi rękami, jakby świat miał się skończyć, zanim przewrócimy ostatnią stronę. Ale są też takie, które czytamy z wysiłkiem – zdanie po zdaniu. Wmawiamy sobie, że "może się rozkręci", że "skoro już tyle przeczytałam, to szkoda przerywać", albo że "przecież ktoś to kiedyś uznał za arcydzieło". Ile razy tkwiliśmy w opowieściach, które nie dawały nam nic poza frustracją? Ile razy próbowaliśmy "wcisnąć się" w słowa jak w zbyt ciasny garnitur – niewygodny, nie nasz, ale przecież "elegancki", "polecany", "uznany"? Czas powiedzieć to głośno: nie musisz kończyć każdej książki . Nie jesteś zobowiązana wobec autora. Ani wobec recenzji, które miały pięć gwiazdek. Ani wobec siebie z przeszłości, która z entuzjazmem wyjęła tę książkę z półki i postanowiła dać jej szansę. Książki są jak rozmowy Wyobraź sobie. Nie z każdą osobą prowadzisz rozmowę do samego końca. Czasem już po kilku zdaniach czuje...

Czy Instagram nie zabił rzetelnych opinii? Moja perspektywa

Zadaję sobie to pytanie coraz częściej. Odkąd z końcem marca wróciłam do pisania o książkach – tak naprawdę, spokojnie, z myślą, bez presji lajków – czuję coraz wyraźniej, że dla mnie wciąż najcenniejszym miejscem rozmowy o literaturze jest blog. Miejsce, gdzie słowo może wybrzmieć do końca. Gdzie można napisać więcej niż trzy zdania. Gdzie treść nie musi tańczyć przed okiem algorytmu, by zostać zauważona. Bo Instagram, choć pełen pięknych kadrów, zachwycających półek i okładek, które aż proszą się o zdjęcie, coraz częściej przypomina mi teatr iluzji. Świat, w którym książki muszą być "ładne", by zasłużyć na uwagę. Świat, w którym estetyka wygrywa z wartością. 📸 Gdzie kończy się pasja, a zaczyna strategia? Czasem zastanawiam się, czy niektóre książki zyskują popularność tylko dlatego, że dobrze prezentują się na zdjęciach. Bo mają złocenia, bo ich kolory są spójne z feedem, bo da się je ładnie sfotografować z kawą i świeczką. I czy w tym całym wizualnym hałasie nie giną cich...

Recenzja: „Phantasma” Kaylie Smith - gotycka uczta zmysłów, która uzależnia!

To nie tylko jedna z najlepszych książek fantasy, jakie przeczytałam w tym roku. To gotycka uczta zmysłów i emocji – mroczna, gęsta od napięcia, brutalna, zmysłowa i absolutnie uzależniająca. Wchodząc do świata Phantasmy , czułam się, jakbym przekraczała próg nawiedzonego dworu – razem z Ophelią, która z pozoru wydaje się krucha, przytłoczona OCD i ciężarem przeszłości… a potem, z każdą kolejną próbą, staje się coraz bardziej nieugiętą, świadomą siebie kobietą. Nieidealną – i właśnie dlatego tak prawdziwą. Jej wewnętrzna walka, głos cienia, potrzeba kontroli – to wszystko nie znika, ale zmienia się razem z nią. Dojrzałość w wersji dark fantasy? W punkt! Siostrzane więzi i rodzinne cienie Na osobną uwagę zasługuje relacja z jej młodszą siostrą Genevieve – impulsywną, nieprzewidywalną, ale też poruszająco naiwną. To właśnie siostrzana więź, złożona z winy, strachu i głębokiej miłości, staje się dla Ophelii głównym motorem działania. A cień po zmarłej matce – nie tylko ten dosłowny...