Przejdź do głównej zawartości

"Morze spokoju" Katja Millay

"Czasami łatwiej udawać, że wszystko jest w porządku niż zmierzyć się z faktem, że nic nie jest takie, jakie powinno, ale nic nie możesz z tym zrobić."

Nastya miała wielkie plany i cały świat u swych stóp. Ale ten świat runął ponad dwa lata temu. Od tamtej pory już nic nie jest takie samo, a blizny nosi zarówno jej ciało, jak i dusza.

Josh stopniowo tracił wszystkich najbliższych, aż został zupełnie sam. A gdy wiesz, jak kruche jest życie, wolisz trzymać się z daleka od kogoś, kto nie ma już nikogo.


Dwoje młodych ludzi, stojących nad przepaściami własnej rozpaczy, łączy zupełny przypadek. A może jednak przeznaczenie? Oboje są pokaleczeni przez przeszłość, oboje odtrącili świat w obawie, że zada im jeszcze więcej bólu. Czy w sercach takich życiowych rozbitków znajdzie się miejsce na odrobinę nadziei, że życie znów może mieć barwy inne niż biel i czerń? Czy pośród cierpienia i zrujnowanych marzeń może zakiełkować miłość?

"Morze spokoju" to książka niezwykła. Mimo, że czyta się ją jednym tchem, nie chce się jej kończyć. Jest pełna emocji, bólu, cierpienia, marzeń obróconych w popiół. Ale również tchnie nadzieją, pozwala uwierzyć, że w życiu wszystko może się zmienić i nawet największa burza nie będzie trwać wiecznie. Bo po deszczu zawsze wychodzi słońce. Nastya jest dość charakterystyczną bohaterką. Wrażliwą duszę kryje pod wyzywającymi strojami i toną makijażu. Josh to typowy outsider, jednak nie do końca z własnego wyboru. Ktoś naznaczony takimi dramatami od razu wzbudza dystans. Obojgu doskwiera samotność, ale zdają sobie z tego sprawę dopiero, gdy się poznają. Ta chwila zmienia wszystko.

O ile historia Josha jest dość jasna, o tyle to, co przydarzyło się Nastyi, przez długi czas pozostaje tajemnicą. Dostajemy tylko strzępki informacji, co bardzo mi odpowiadało, bo autorka dzięki temu dobrze dozowała napięcie. Świetnym zabiegiem okazało się również prowadzenie akcji z dwóch punktów widzenia jednocześnie. Dzięki temu, że raz patrzyłam na wydarzenia oczami Nastyi, a raz Josha, mogłam lepiej zrozumieć pewne zachowania czy emocje. Również język powieści zasługuje na wzmiankę, bo mimo typowo młodzieżowego wydźwięku (a może właśnie dzięki niemu), "Morze spokoju" czyta się bardzo gładko, choć tematyka nie jest lekka.


"Są tu lampy, narzędzia i deski, buty robocze i chłopak, na którego chcę patrzeć do końca świata. Gdyby moje Morze Spokoju było prawdziwe, to znajdowałoby się tutaj, w tym miejscu."


To nie jest kolejna przesłodzona powieść dla nastolatków. To książka o życiu, o tym, jak jedna chwila może przekreślić nasze plany na zawsze. O nienawiści i złości na cały świat. O chowaniu się we własnej skorupie, żeby zraniona dusza nie musiała już więcej cierpieć. O tym, jak marzenia legną w gruzach i całe światło gaśnie. I nagle pojawia się jeden maleńki promyczek. Taki, dzięki któremu znów można wziąć oddech, uśmiechnąć się i zacząć żyć. Piękna, mądra i poruszająca historia.


Informacje o książce:
Autor: Katja Millay
Tytuł: "Morze spokoju"
Tytuł oryginału: "The Sea of Tranquility"
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: marzec 2014
Liczba stron: 460

Komentarze

  1. Zabieram się w końcu dosłownie na dniach. Chyba nikt nie wyraził się do tej pory negatywnie o tej książce, więc niemal wychodzę z siebie, by wreszcie znaleźć na nią czas!

    Przy okazji zapraszam do siebie na konkurs: http://heaven-for-readers.blogspot.com/2014/06/klub-karmy-czesc-2-wraz-z-tematyczna.html – krótki termin, dlatego informuję osobiście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie czekam na Twoje wrażenia. A na konkurs zaraz zerknę :)

      Usuń
  2. czytałam tę książkę i byłam zachwycona! naprawdę jest przepiękna! czyta się naprawdę dobrze, a historia jest bardzo ciekawa, choć dość smutna :) byłam bardzo poruszona po jej przeczytaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie napisałaś o tej książce. Mam ją w planach ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba jeszcze nie czytałam negatywnego tekstu na temat tej książki :) Chyba jakiś fenomen :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ksiazka jest wspaniala, nie moglam sie oderwac, rowniez polecam wszystkim ktorzy jeszcze nie czytali !:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow, nie spodziewałam się takiej książki. Tytuł obijał mi się o uszy, ale jakoś specjalnie się nim nie zainteresowałam, a tu widzę, że kryje się za nim coś więcej niż sztampowa historia dla młodzieży. Będę miała "Morze spokoju" na uwadze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że ja również nie spodziewałam się tak chwytającej za serce opowieści. Ale lubię, gdy książka tak mnie zaskakuje :)

      Usuń
  7. Mam straszną ochotę na tą książkę. ;) Mam nadzieję, że za niedługo i ja się z nią zapoznam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ładnie napisane :) mam nadzieję, że w ostateczności nie będę rozczarowana :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: „Dywan z wkładką" Marta Kisiel - plasterek na zszargane nerwy

Poczucie humoru Marty Kisiel jest absolutnie kompatybilne z moim, zresztą tak jest niezmiennie od czasów Dożywocia . I już od pierwszych stron Dywanu z wkładką wiedziałam, że znów przepadnę na dobre. Marta Kisiel serwuje nam bowiem koktajl doskonały: z jednej strony pełnoprawny kryminał z denatem i śledztwem, a z drugiej – cudownie ciepłą i przezabawną opowieść o rodzinie, w której każdy ma swoje dziwactwa, wielkie serce i jeszcze większy talent do pakowania się w kłopoty. W centrum tego chaosu stoi Tereska Trawna – kobieta, której nie da się nie pokochać. To księgowa z duszą perfekcjonistki, zakochana w cyfrach, kawie i kasztankach. Jej uporządkowany świat zasad i tabelek w Excelu wywraca się do góry nogami, gdy spokojne życie zamienia się w scenariusz rodem z Ojca Mateusza skrzyżowanego z Rodzinką.pl . U jej boku stoi mąż Andrzej – istny labrador w ludzkim ciele, wcielenie dobroci i anielskiej cierpliwości. Jest też córka Zoja o błyskotliwym umyśle, pijąca herbatę hektolitrami. C...

Ile się zarabia na recenzjach książek?

Zastanawiałeś się kiedyś ile zarabiasz recenzując książki na swoim blogu? Czy wiesz ile warty jest Twój czas? Nie?  To sprawdźmy.

Recenzja: „Światła nad moczarami” Lucie Ortega - opowieść, która szepcze

Nie każda historia musi krzyczeć, by zostać usłyszaną. Niektóre szepczą – jak wiatr nad bagnami, jak echo dawno zapomnianych legend. Światła nad moczarami to właśnie taka opowieść. Subtelna, tajemnicza i przesiąknięta melancholią, która wciąga powoli, ale bez reszty. Lucie Ortega zabiera nas na Pogranicze – do świata zawieszonego między życiem a śmiercią, utkanego ze słowiańskiego folkloru. Tu trafia Lena, która po tragicznym końcu staje się nawką: duchem szukającym odkupienia we mgle. Jej los jest okrutną pułapką: w ciągu siedmiu lat musi zwabić kogoś w bagna i odebrać mu życie, inaczej sama rozwieje się w nicość. Ale jak zabić, gdy wciąż pamięta się, co to znaczy być człowiekiem? Fabuła snuje się jak mgła nad tytułowymi moczarami – jest gęsta, hipnotyzująca i nieprzewidywalna. Ortega nie prowadzi czytelnika za rękę. Zamiast tego, zaprasza go, by zabłądził w świecie, w którym każde światło może być iluzją, a każdy szept – głosem zza grobu. To głęboko poruszająca opowieść o samotności...