Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Anielski śpiew" Adrian Turzański

Zawsze z ciekawością podchodzę do debiutów. Dlatego gdy w połowie stycznia dostałam maila z prośbą o zrecenzowanie "Anielskiego śpiewu", zgodziłam się. Choć miałam pewne obawy. Co mnie przekonało? Świat w którym nie ma Boga.

Tak, Boga nie ma. Są za to wszechobecne makówki.


Bardzo ciężko jest mi nakreślić fabułę tej książki. Bóg odszedł, aniołowie szykują się do Apokalipsy. A może właściwszym określeniem byłoby, że jeden z nich próbuje ją rozpętać. Tym razem Gabriel jest tym złym i okrutnym, a Michał próbuje uratować świat. Anioły sprzymierzają się z demonami i właściwie nie wiem co dalej. Zgubiłam się w tym wszystkim już po kilkudziesięciu stronach.

Do "Anielskiego śpiewu" robiłam kilka podejść. Próbowałam go czytać o różnych porach, mając nadzieję, że coś wreszcie "zaskoczy". Aż w końcu się poddałam. Zniechęcało mnie wszystko - język, błędy, brak jakiejkolwiek akcji i zupełnie przezroczyści bohaterowie. Wymuszona ironia, zbyt wiele wtrąceń i niepotrzebnych słów. Redakcja i korekta leżą i kwiczą, tylu błędów w jednym miejscu jeszcze nie widziałam. 

"Nienagannie podczesana burza włosów, obkutych złotem czy innym świecidełkiem, nadającym przyjacielską aurę i coś, czego nie dało się opisać słowami... a może jednak. Czar sprawiający, że kto by nie spojrzał, od razu dawał się złapać na ten haczyk i mógłby oddać się jasnowłosej postaci bez końca."

Załamałam się po opisie śledztwa na miejscu zbrodni, dla kogoś, dla kogo kryminalistyka była jednym z ulubionych przedmiotów na studiach, to było naprawdę ciężkie przeżycie. A gwoździem do trumny stała się "makówka". Archaniołowie mają makówki, przekręcają makówki i kiwają makówkami. Sami bohaterowie są całkowicie bez wyrazu. Jest ich mnóstwo, ale są tak papierowi, że właściwie ciężko ich od siebie odróżnić.

Anioły w fantastyce to totalnie mój klimat. Zakochałam się w nich ponad 10 lat temu, gdy ukazał się "Siewca Wiatru" Mai Lidii Kossakowskiej. Tam także Bóg odszedł. Ale tam jest Daimon Frey. Są pełnokrwiści archaniołowie. Jest Lucyfer, zwany Lampką i Asmodeusz, Zgniły Chłopiec. Jest pędząca naprzód akcja. Po przeczytaniu opisu "Anielskiego śpiewu" wydawało mi się, że może być podobnie. Niestety, nie było.

To pierwsza księga większego cyklu, ale przed autorem jeszcze sporo pracy. Jeśli akcja toczy się w Nowym Jorku, Moskwie czy Tokio, to chciałabym to poczuć. Chciałabym zapałać jakimkolwiek uczuciem do bohaterów, niech mają jakieś wyraziste cechy, dzięki czemu będą mogli zapaść w pamięć. Mniej szczegółowych opisów, więcej dynamiki i różnorodności, a przede wszystkim: pisanie, czytanie i poprawianie (skracanie), bo czasami lepiej żeby tekst miał mniejszą objętość. Ciężko zmierzyć się z czymś, co już było, ale nie jest to niewykonalne. Warto dalej próbować.


Informacje o książce:
Autor: Adrian Turzański
Tytuł: "Anielski śpiew"
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: marzec 2014
Liczba stron: 388

Komentarze

  1. Widzę, że miałam podobne zastrzeżenia do Twoich. Szczególnie makówka.
    Podobno autor chciał dokonać zmian, ale miał problem z wydawnictwem. A co do wydawnictwa - chyba puścili bez czytania, takie moje zdanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydawnictwo dało plamę na całej linii, nie wiem jak w ogóle można puścić do druku książkę, która ma tyle błędów. A jeśli autor wyciągnie wnioski, jest jeszcze szansa, że "z tej mąki będzie chleb".

      Usuń
  2. Książka w moich klimatach, ale widzę, że jednak nie jest warta uwagi :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi to pisać, ale raczej nie warto się męczyć.

      Usuń
  3. Szkoda, że książka okazała się być tak kiepska. Ale zauważyłam, że wydawnictwo, które wydało powyższą książkę często oszczędza na korekcie i... po prostu jej nie robi. Standard. Jednak jak wiadomo, skoro ktoś bierze się do pisania, powinien to umieć robić. Albo mieć predyspozycje. Raczej sobie odpuszczę "Anielski śpiew", choć tematyka ciekawa, pomysł na fabułę również to wykonanie pozostawia wiele do życzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze jest to, że porządna redakcja i dobra korekta mogły naprawdę pomóc tej książce. Nie zrobiłyby z niej arcydzieła, ale pewnie lżej by się czytało.
      A o samym Novae Res nie mam zbyt dobrego zdania, z różnych względów.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego nie musisz kończyć każdej książki? Odzyskaj swoją czytelniczą wolność!

Są książki, które pochłaniamy z drżącymi rękami, jakby świat miał się skończyć, zanim przewrócimy ostatnią stronę. Ale są też takie, które czytamy z wysiłkiem – zdanie po zdaniu. Wmawiamy sobie, że "może się rozkręci", że "skoro już tyle przeczytałam, to szkoda przerywać", albo że "przecież ktoś to kiedyś uznał za arcydzieło". Ile razy tkwiliśmy w opowieściach, które nie dawały nam nic poza frustracją? Ile razy próbowaliśmy "wcisnąć się" w słowa jak w zbyt ciasny garnitur – niewygodny, nie nasz, ale przecież "elegancki", "polecany", "uznany"? Czas powiedzieć to głośno: nie musisz kończyć każdej książki . Nie jesteś zobowiązana wobec autora. Ani wobec recenzji, które miały pięć gwiazdek. Ani wobec siebie z przeszłości, która z entuzjazmem wyjęła tę książkę z półki i postanowiła dać jej szansę. Książki są jak rozmowy Wyobraź sobie. Nie z każdą osobą prowadzisz rozmowę do samego końca. Czasem już po kilku zdaniach czuje...

Recenzja: „Phantasma” Kaylie Smith - gotycka uczta zmysłów, która uzależnia!

To nie tylko jedna z najlepszych książek fantasy, jakie przeczytałam w tym roku. To gotycka uczta zmysłów i emocji – mroczna, gęsta od napięcia, brutalna, zmysłowa i absolutnie uzależniająca. Wchodząc do świata Phantasmy , czułam się, jakbym przekraczała próg nawiedzonego dworu – razem z Ophelią, która z pozoru wydaje się krucha, przytłoczona OCD i ciężarem przeszłości… a potem, z każdą kolejną próbą, staje się coraz bardziej nieugiętą, świadomą siebie kobietą. Nieidealną – i właśnie dlatego tak prawdziwą. Jej wewnętrzna walka, głos cienia, potrzeba kontroli – to wszystko nie znika, ale zmienia się razem z nią. Dojrzałość w wersji dark fantasy? W punkt! Siostrzane więzi i rodzinne cienie Na osobną uwagę zasługuje relacja z jej młodszą siostrą Genevieve – impulsywną, nieprzewidywalną, ale też poruszająco naiwną. To właśnie siostrzana więź, złożona z winy, strachu i głębokiej miłości, staje się dla Ophelii głównym motorem działania. A cień po zmarłej matce – nie tylko ten dosłowny...

Recenzja: „Tajne przez poufne” Magdalena Winnicka - od zgrzytu do mini-zawału z zachwytu!

Bywają takie książki, które zaczynają się od zgrzytu… a kończą nerwowym przewracaniem ostatniej strony i cichym „pani Autorko, jak mogła pani tak zrobić?”. Tak właśnie było z drugim tomem przygód Krystiana i Sary. Początek? Przyznam szczerze – miałam chwilę zwątpienia. Krystian, nasz zimnokrwisty major ABW, zachowuje się jak ktoś, kto chwilowo zostawił mózg we Wrocławiu. Halo, panie majorze – co się stało z twoją żelazną logiką i dystansem? Ale potem... zaskoczyło. I to tak, że przepadłam. Wystarczyło kilkadziesiąt stron, by historia znów mnie porwała – tym razem w upalne rejony Turcji, gdzie nie tylko temperatura, ale i napięcie między bohaterami sięga zenitu. Sara małymi, pozornie niewinnymi krokami zaczyna wchodzić w życie Krystiana. Nie na siłę, nie gwałtownie – tylko z czułością i uporem, który kruszy nawet najbardziej opancerzone serce. A Krystian? Choć udaje, że jeszcze walczy, widać, że przegrał tę bitwę dawno temu. I że to przegrana, która daje mu więcej szczęścia niż jakiekol...