Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Córka wiedźmy" Paula Brackston



Autor: Paula Brackston
Tytuł: "Córka wiedźmy"
Tytuł oryginału: "The Witch's Daughter"
Wydawnictwo: Bellona
Data wydania: marzec 2013
Liczba stron: 432

Co jakiś czas pojawiają się książki, których bohaterkami są czarownice. Taka tematyka daje mnóstwo możliwości na stworzenie niebanalnej historii. Czytając opis "Córki wiedźmy" coś mnie w niej zaintrygowało i pomyślałam, że romans historyczny poprzeplatany elementami fantasy brzmi naprawdę nieźle.

Elizabeth Hawksmith, zwana Bess, w 2007 roku przeprowadza się do Wierzbowej Zagrody i cały swój czas poświęca na pielęgnowanie ogrodu i przygotowywanie naturalnych kosmetyków i leków. Stara się nie rzucać w oczy i nie nawiązywać żadnych znajomości. A jednak gdy pewnego dnia na jej progu staje nastolatka Tegan, Elizabeth nie może zachować dystansu. Krok po kroku wprowadza dziewczynę w swój świat i dzięku temu poznajemy historię życia Elizabeth.

W powieści mamy trzy retrospekcje. Dzięki pierwszej z nich przenosimy się do XVII wieku, poznajemy rodzinę Bess i okoliczności, w jakich stała się czarownicą. Tłem wydarzeń jest epidemia dżumy, która nawiedziła niewielkie miasteczko i przez którą zmieniło się życie lokalnej społeczności. Inkwizycja, polowanie na czarownice i tajemniczy, mroczny mężczyzna Gideon Masters to kluczowe elementy wydarzeń, które na zawsze odmieniły nastoletnią wówczas Bess. Druga retrospekcja to wiek XIX i Londyn, gdzie Elizabeth pracuje jako asystentka chirurga w jednym ze szpitali. Okoliczności sprawiają, że zaprzyjaźnia się z jedną z pacjentek, Abigail, a w dodatku zaczyna darzyć uczuciem jej brata. Jednak seria tajemniczych i brutalnych morderstw wzbudza podejrzenia kobiety, aż w końcu znów zmuszona jest porzucić wszystko i uciekać. Trzecia opowieść dotyczy czasów I Wojny Światowej, gdzie Elizabeth pracuje jako pielęgniarka na froncie. Brutalna rzeczywistość, krwawe walki i nienawiść to idealne miejsce dla ponownego spotkania za złem. Czy Elizabeth w końcu uwolni się od podążającego za nią od wieków Gideona czy wreszcie mu ulegnie i zostanie z nim na zawsze?

Te trzy opowieści z przeszłości to najmocniejsze elementy książki. Fragmenty dotyczące współczesnego życia Elizabeth, pisane w formie dziennika, były zwyczajnie nudne i ciężko było przez nie przebrnąć. Sama bohaterka wciąż odrzuca swoją moc i mimo niemal 400 lat na karku zdaje się być zagubioną dziewczyną. Ciągle ogląda się za siebie, żyje w strachu i gotowości do ucieczki. Gdy w jej domu pojawia się Tegan, nastolatka niezbyt rozgarnięta i niezwykle irytująca, Elizabeth odżywa i postanawia zrobić z niej wiedźmę. W książce z pewnością na uwagę zasługuje sposób ukazania czarownic (i czarowników). Obcowanie z demonami, sabaty czy latanie na miotle to najbardziej zakorzenione w dawnych tradycjach wyobrażenia dotyczące czarownic.

Powieść miała być romansem historycznym, jednak w moim odczuciu więcej w niej było elementów dramatycznych niż romantycznych. Sam język, jakim została napisana "Córka wiedźmy" nie jest wyszukany. Nie ma zapierających dech w piersiach opisów, nie ma głębokich relacji między bohaterami ani dających do myślenia, życiowych prawd. Mimo wymieszania historii, fantastyki i romansu, powieść nie powaliła mnie na kolana. Spodziewałam się bardziej dynamicznej akcji i ciekawiej wykreowanych bohaterów. A jednak to lektura z gatunku tych, które mimo wad mają w sobie coś intrygującego. Do przeczytania w wolne popołudnie.

Komentarze

  1. No niestety tak to bywa, że dobry pomysł zostanie skopany przez wykonanie. Mnie najczęściej w książkach osadzonych w realiach historycznych brakuje właśnie tej historii, opisów, klimatu epoki.
    Jedną z lepszych książek tego typu jest dla Medicus Gordona.
    Dokładnie niczego nie mogę tej książce zarzucić:)
    A Córkę wiedźmy mam, więc i tak ją pewnie kiedyś przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W retrospekcjach dało się wyczuć klimat, a same historie intrygowały. Niestety współczesny dziennik Elizabeth był straszliwie nudny i w dużej mierze to właśnie "położyło" całą książkę.

      O "Medicusie" kiedyś czytałam - i nie powiem, kusiło mnie :)

      Usuń
    2. Przeczytaj, bo naprawdę warto:)

      Usuń
  2. Szkoda tak zmarnowanego pomysłu, mogła z tego wyjść naprawdę intrygująca książka!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Spodziewałam się nieco bardziej ambitnej lektury, niestety zawiodłam sie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Może byłoby warto przymknąć oko na tą nieco nudną współczesność dla tych ciekawszych retrospektywnych rzeczywistości? Właściwie to sama nie jestem pewna odpowiedzi czy warto, więc chwilowo sobie odpuszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Brakowało mi porównań, ciekawego języka, autorka skupiła się na podróżach w różnych epokach zapominając o tym co najważniejsze w dobrej książce.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego

W 1999 roku UNESCO ustanowiło Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego, przypadający na 21 lutego. Miało to na celu upamiętnienie wydarzeń, które rozegrały się w 1952 roku w Bangladeszu. Wtedy właśnie zginęło pięciu studentów, biorących udział w demonstracji, w której domagano się uznania języka bengalskiego językiem urzędowym. W związku z dzisiejszym świętem ruszyła nowa kampania "Język polski jest Ą-Ę" , której celem jest podkreślenie konieczności stosowania polskich znaków. Na stronie kampanii widnieje wielki baner:   "67% Polaków nie używa znaków diakrytycznych przy pisaniu SMS-ów"  I tu muszę przyznać, że zaliczam się do tych 67%. A właściwie zaliczałam się do niedawna. Powód? Mój telefon nie posiadał polskich znaków. Od kiedy używam Galaxy Note II, piszę odręcznie rysikiem i problem zniknął. Ale jest jeszcze jeden argument, przemawiający za niestosowaniem znaków diakrytycznych w sms-ach: wiele telefonów wciąż z jednego smsa z polskimi znakami robi

"Księga Azraela" Amber V. Nicole

Wrzuciłam "Księgę Azraela" na półkę w Legimi i kilka razy ją omijałam, bo nie chciałam zaczynać roku od książki mającej niemal 750 stron. Ale gdy pewnego dnia zaczęłam jej słuchać, nie mogłam się oderwać. Przełączałam się z audiobooka na ebook, nie mogąc się doczekać CO BĘDZIE DALEJ? A działo się, oj działo... Tysiąc lat temu Dianna, tuląc w ramionach umierającą siostrę, błagała o jej ocalenie każdego, kto chciał wysłuchać. Nie spodziewała się jednak, że odda swoje życie prawdziwemu potworowi. Od wieków wykonuje rozkazy Kadena, by jej siostra mogła wieść w miarę spokojne i szczęśliwe życie. Aż pewnego dnia pojawia się on, król bogów, od wieków uważany jedynie za legendę. Samkiel, który obecnie przyjął imię Liam, nie spocznie, póki nie pokona swych wrogów. A tak się składa, że Dianna jest jednym z nich. Jednak niespodziewane wydarzenie sprawia, że ta dwójka musi zacząć razem pracować, aby ocalić świat i wszystkie wymiary. Najwięksi wrogowie, nienawidzący się z całego serca. Có

"Magia wody" Lilith Dorsey - recenzja

Woda. Życiodajny płyn, dzięki któremu istniejemy. Dziś chcę Wam przybliżyć ten fascynujący żywioł dzięki  "Magii wody" Lilith Dorsey, którą otrzymałam z księgarni internetowej TaniaKsiazka.pl . W pierwszej części książki poznajemy znaczenie wody w wymiarze religijnym, zarówno dla rdzennych mieszkańców Ameryk czy Afryki, jak i dla chrześcijan czy Żydów. Wierzenia dotyczące stworzenia świata nieodłącznie związane są z żywiołem wody. W dalszych rozdziałach prym wiedzie folklor, mityczne stwory i święte miejsca. Autorka przeprowadza nas przez ludowe wierzenia ze wszystkich części świata. Mówi Wam coś Nessie? Okazuje się, że takich stworzeń jest więcej. Dużo więcej. Poznajemy również wodnych bogów i boginie oraz miejsca uznawane za święte. Muszę przyznać, że ze względu na moje zainteresowania, właśnie ta część książki podobała mi się najbardziej. Druga część "Magii wody" skupia się na pracy z żywiołem wody. Lilith Dorsey przybliża rodzaje wody, rośliny, kamienie i zwier