Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Sztejer 3. Dajcie mi głowę zdrajcy!" Robert Foryś



Autor: Robert Foryś
Tytuł: "Sztejer 3. Dajcie mi głowę zdrajcy!"
Cykl: Vincent Sztejer
Tom: 3
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: lipiec 2012

"I tak sterczę pomiędzy tymi co chcą mnie zeżreć, a tymi co chcą mnie zabić i ograbić. Co bym nie zrobił mam przesrane. U mnie norma." Vincent Sztejer wraca w trzeciej odsłonie, a ja miałam przyjemność przeczytać jego dalsze losy jeszcze przed premierą książki. 

Po wydarzeniach mających miejsce w drugim tomie, Sztejer postanawia wrócić w rodzinne strony. Oczywiście, jak to zwykle u niego bywa, wszystko zaczyna się od kłopotów. Tłum półżywych wścieklaków, czyli ludzi zarażonych wścieklicą, próbuje zdobyć pożywienie i wali do karczmy, w której zatrzymuje się bohater drzwiami, oknami, a nawet dachem. Trup ściele się gęsto, kończyny i flaki latają w powietrzu - czyli dla Vincenta chleb powszedni. 

Gdy Sztejer dociera do celu swej podróży, miasta Tyczyn, jego bramy są już zamknięte w obawie przed rozprzestrzeniającą się zarazą, a pod murami koczuje tłum uciekinierów. Vincentowi cudem udaje się dostać do środka i wtedy zaczyna się "cała zabawa", stanowiąca główny wątek w pierwszym opowiadaniu. Jaka? Polowanie na czarownice. Nieobliczalny zakonnik, który czerpie niebywałą przyjemność z zadawania cierpienia, jeżące włosy na karku tortury, fałszywe zeznania i płonące stosy, a w tym wszystkim - Vincent Sztejer, zwany aktualnie Wolfem. Historia jest brutalna, spływa krwią posądzonych o konszachty z diabłem, a za tym wszystkim oprócz nadgorliwości, kryją się bardziej przyziemne pobudki. Bo jeśli nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Prawda stara jak świat.

W drugim opowiadaniu Sztejer udaje się na "wakacje" do Bursztynu. Po drodze spotyka jednak starych znajomych, którzy mają dla niego propozycję. Stawką, oprócz gigantycznej kwoty, jest także odkupienie win u Ojców Protektorów. Wystarczy tylko dać im głowę zdrajcy. Dla trzech świetnie wyszkolonych zabójców to przecież pestka, ale kiedy doda się do tego morskiego potwora szukającego zemsty i szalonego kapitana, komplikacje są gwarantowane.

Koniec końców Sztejer dostaje szansę odkupienia win, okraszoną górą srebra. Tym razem kierunek jego podróży jest jeden: Torunium. "Nazywam się Vincent Sztejer i zabijam dla srebra." Czy przeczytamy te słowa na początku czwartej części cyklu? 

Po średnio udanym drugim tomie, Vincent wrócił w naprawdę dobrym stylu. Tym razem, pomimo niewątpliwej brutalności, historia była umiejętnie poprowadzona i nie nudziła. Bardzo plastyczne opisy tortur mroziły mi krew w żyłach, ale nie odrzucały od czytania. W trzeciej odsłonie cyklu wszystko jest napisane w konkretnym celu i dzięki temu książkę czyta się bardzo gładko. Jak w każdym "Sztejerze" podobały mi się odniesienia do ogólnie znanych postaci. Święty Tedeusz i jego kazania, niosące się po całym Międzyrzeczu wciąż wiodą prym, ale kapitan Hak żywcem wyjęty z opowieści o Piotrusiu Panie również odciśnie ślad w naszej psychice. 

W książce dostrzegam jeszcze jedną istotną zaletę: opisane w niej wydarzenia pokazują, jak łatwo odkryć w ludziach ich najgorsze cechy. Zarówno głód, panujący w zamkniętym przez wiele tygodni mieście, jak i strach przed torturami i okrutną śmiercią, potrafią wyzwolić najgorsze instynkty. Ludzie oskarżają niewinnych, byle tylko uchronić własną skórę. Niestety to samo dzieje się w realnym świecie - strach jest potężnym narzędziem, które może być wykorzystane w celu wymuszenia posłuszeństwa, albo podburzenia tłumu, w zależności od woli zastraszającego.

I jeszcze okładka - moim zdaniem najbardziej udana z całego cyklu. Patrząc na nią od razu myślę: wypisz, wymaluj, prawdziwy Sztejer, niosący oświecenie przy pomocy swojego obrzyna :) Premiera 13 lipca.


Fragmenty można przeczytać na stronie Fabryki Słów: "Sztejer 3"

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dlaczego nie musisz kończyć każdej książki? Odzyskaj swoją czytelniczą wolność!

Są książki, które pochłaniamy z drżącymi rękami, jakby świat miał się skończyć, zanim przewrócimy ostatnią stronę. Ale są też takie, które czytamy z wysiłkiem – zdanie po zdaniu. Wmawiamy sobie, że "może się rozkręci", że "skoro już tyle przeczytałam, to szkoda przerywać", albo że "przecież ktoś to kiedyś uznał za arcydzieło". Ile razy tkwiliśmy w opowieściach, które nie dawały nam nic poza frustracją? Ile razy próbowaliśmy "wcisnąć się" w słowa jak w zbyt ciasny garnitur – niewygodny, nie nasz, ale przecież "elegancki", "polecany", "uznany"? Czas powiedzieć to głośno: nie musisz kończyć każdej książki . Nie jesteś zobowiązana wobec autora. Ani wobec recenzji, które miały pięć gwiazdek. Ani wobec siebie z przeszłości, która z entuzjazmem wyjęła tę książkę z półki i postanowiła dać jej szansę. Książki są jak rozmowy Wyobraź sobie. Nie z każdą osobą prowadzisz rozmowę do samego końca. Czasem już po kilku zdaniach czuje...

Czy Instagram nie zabił rzetelnych opinii? Moja perspektywa

Zadaję sobie to pytanie coraz częściej. Odkąd z końcem marca wróciłam do pisania o książkach – tak naprawdę, spokojnie, z myślą, bez presji lajków – czuję coraz wyraźniej, że dla mnie wciąż najcenniejszym miejscem rozmowy o literaturze jest blog. Miejsce, gdzie słowo może wybrzmieć do końca. Gdzie można napisać więcej niż trzy zdania. Gdzie treść nie musi tańczyć przed okiem algorytmu, by zostać zauważona. Bo Instagram, choć pełen pięknych kadrów, zachwycających półek i okładek, które aż proszą się o zdjęcie, coraz częściej przypomina mi teatr iluzji. Świat, w którym książki muszą być "ładne", by zasłużyć na uwagę. Świat, w którym estetyka wygrywa z wartością. 📸 Gdzie kończy się pasja, a zaczyna strategia? Czasem zastanawiam się, czy niektóre książki zyskują popularność tylko dlatego, że dobrze prezentują się na zdjęciach. Bo mają złocenia, bo ich kolory są spójne z feedem, bo da się je ładnie sfotografować z kawą i świeczką. I czy w tym całym wizualnym hałasie nie giną cich...

Recenzja: „Phantasma” Kaylie Smith - gotycka uczta zmysłów, która uzależnia!

To nie tylko jedna z najlepszych książek fantasy, jakie przeczytałam w tym roku. To gotycka uczta zmysłów i emocji – mroczna, gęsta od napięcia, brutalna, zmysłowa i absolutnie uzależniająca. Wchodząc do świata Phantasmy , czułam się, jakbym przekraczała próg nawiedzonego dworu – razem z Ophelią, która z pozoru wydaje się krucha, przytłoczona OCD i ciężarem przeszłości… a potem, z każdą kolejną próbą, staje się coraz bardziej nieugiętą, świadomą siebie kobietą. Nieidealną – i właśnie dlatego tak prawdziwą. Jej wewnętrzna walka, głos cienia, potrzeba kontroli – to wszystko nie znika, ale zmienia się razem z nią. Dojrzałość w wersji dark fantasy? W punkt! Siostrzane więzi i rodzinne cienie Na osobną uwagę zasługuje relacja z jej młodszą siostrą Genevieve – impulsywną, nieprzewidywalną, ale też poruszająco naiwną. To właśnie siostrzana więź, złożona z winy, strachu i głębokiej miłości, staje się dla Ophelii głównym motorem działania. A cień po zmarłej matce – nie tylko ten dosłowny...