Przejdź do głównej zawartości

Recenzja: "Córka żywiołu" Leigh Fallon


Autor: Leigh Fallon
Tytuł: "Córka żywiołu"
Tytuł oryginału: "Carrier of the Mark"
Wydawnictwo: Galeria Książki
Data wydania: listopad 2011
Liczba stron: 320

Przeczytanie "Córki żywiołu" zajęło mi kilka godzin. Nie ulega wątpliwości, że fabuła wciąga i jednocześnie wnosi swego rodzaju powiew świeżości do tego gatunku książek, choć nie tak silny, jak się spodziewałam.

Megan Rosenberg w wieku siedemnastu lat przeprowadza się do Irlandii. Jej ojciec dostał propozycję świetnej pracy i dlatego postanowili porzucić życie w Stanach Zjednoczonych i przenieść się na malowniczą wyspę. Po stracie matki jedenaście lat temu, Megan i jej ojciec są dla siebie całym światem. W spokojnym miasteczku Kinsale Meg od razu czuje się jak w domu. W szkole błyskawicznie zdobywa paczkę przyjaciół, w tym Caitlin, która staje się dla niej jak siostra. 

Jednak już od pierwszego dnia uwagę Megan przyciąga tajemniczy, wysoki Adam DeRis. Chłopak początkowo stara się ją odpychać, ale po przełamaniu pierwszych lodów okazuje się, że ich uczucie jest zadziwiająco intensywne. Gdy Meg poznaje sekret Adama i całej jego rodziny, odkrywa, że w końcu znalazła swoje miejsce na ziemi. W dodatku ona sama skrywa tajemnicę, z której dotychczas wcale nie zdawała sobie sprawy. 

Ostatecznie staje przed trudnym wyborem: może wybrać albo miłość albo siebie. A właściwie swoje szczęście lub spokój i harmonię dla całej ludzkości. I gdy już wydaje się, że podjęła decyzję, akcja niespodziewanie zawraca i los, czy też może przypadek, decyduje za nią. 

Książka o dziwo wciąga, jak już wcześniej pisałam. Dlaczego się temu dziwię? Bo akcja toczy się dość powoli. Dopiero pod koniec przyspiesza, ale w zasadzie wtedy już można się domyśleć,  co się wydarzy. Uważam, że zdecydowanie za mało jest opisów. Chociaż w nadmiarze też za nimi nie przepadam, to  jednak pozwalają lepiej wyobrazić sobie miejsce, w którym osadzona jest akcja. Tutaj natomiast prawie ich nie było i działało to niestety na minus. 

Wielkim plusem miała być dla mnie mitologia celtycka, do tej pory prawie nie wykorzystywana w tego typu literaturze. I owszem, fabuła jest z nią związana, ale w bardzo luźny sposób. Moim zdaniem rozbudowanie tego wątku mogło zdecydowanie podnieść wartość całej książki. Niestety tym razem tak się nie stało, ale z zakończenia można wywnioskować, że będzie kontynuacja całej historii, zatem nie tracę nadziei. Minusem są też literówki i błędy interpunkcyjne, czego osobiście serdecznie nie cierpię, bo płacąc za książkę wymagam jakości. Jednak mimo wszystko uważam, że "Córka żywiołu" w jakiś sposób zaciekawia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Magia wody" Lilith Dorsey - recenzja

Woda. Życiodajny płyn, dzięki któremu istniejemy. Dziś chcę Wam przybliżyć ten fascynujący żywioł dzięki  "Magii wody" Lilith Dorsey, którą otrzymałam z księgarni internetowej TaniaKsiazka.pl . W pierwszej części książki poznajemy znaczenie wody w wymiarze religijnym, zarówno dla rdzennych mieszkańców Ameryk czy Afryki, jak i dla chrześcijan czy Żydów. Wierzenia dotyczące stworzenia świata nieodłącznie związane są z żywiołem wody. W dalszych rozdziałach prym wiedzie folklor, mityczne stwory i święte miejsca. Autorka przeprowadza nas przez ludowe wierzenia ze wszystkich części świata. Mówi Wam coś Nessie? Okazuje się, że takich stworzeń jest więcej. Dużo więcej. Poznajemy również wodnych bogów i boginie oraz miejsca uznawane za święte. Muszę przyznać, że ze względu na moje zainteresowania, właśnie ta część książki podobała mi się najbardziej. Druga część "Magii wody" skupia się na pracy z żywiołem wody. Lilith Dorsey przybliża rodzaje wody, rośliny, kamienie i zwier

Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego

W 1999 roku UNESCO ustanowiło Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego, przypadający na 21 lutego. Miało to na celu upamiętnienie wydarzeń, które rozegrały się w 1952 roku w Bangladeszu. Wtedy właśnie zginęło pięciu studentów, biorących udział w demonstracji, w której domagano się uznania języka bengalskiego językiem urzędowym. W związku z dzisiejszym świętem ruszyła nowa kampania "Język polski jest Ą-Ę" , której celem jest podkreślenie konieczności stosowania polskich znaków. Na stronie kampanii widnieje wielki baner:   "67% Polaków nie używa znaków diakrytycznych przy pisaniu SMS-ów"  I tu muszę przyznać, że zaliczam się do tych 67%. A właściwie zaliczałam się do niedawna. Powód? Mój telefon nie posiadał polskich znaków. Od kiedy używam Galaxy Note II, piszę odręcznie rysikiem i problem zniknął. Ale jest jeszcze jeden argument, przemawiający za niestosowaniem znaków diakrytycznych w sms-ach: wiele telefonów wciąż z jednego smsa z polskimi znakami robi

Miłość w Wiedźminie

„Pochyliła się nad nim, dotknęła go, poczuł na twarzy muśnięcie jej włosów pachnących bzem i agrestem i wiedział nagle, że nigdy nie zapomni tego zapachu, tego miękkiego dotyku, wiedział, że nigdy już nie będzie mógł ich porównać z innym zapachem i innym dotykiem.